Autor |
Wiadomość |
clobol |
Wysłany: Czw 17:40, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Fajne |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:13, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 10
Sam w rozterce
Sam przybiegł akurat wtedy, gdy Szeloba już schylała się nad leżącym Frodem, spętanym pajęczyną, gotowa powlec ofiarę do swej ohydnej kryjówki. Żądło leżało nieopodal, wytrącone z jego ręki nim ten zdążył przejść do obrony. Sam z wrzaskiem ruszył naprzód, skoczył między nogi poczwary. Ale pajęczyca nie miała odsłoniętych, nieopancerzonych miejsc jak smoki i mały Hobbit nie miał gdzie uderzyć. Wówczas Szeloba opuściła tułów, żeby go zmiażdżyć. Ale pośpieszyła się zanadto. Sam chwycił oburącz miecz i na wyprostowanych nogach nastawił go ostrzem do góry, by przebić nim potworny strop nad głową. Opuściwszy się nań z impetem Szeloba sama sobie zadała okrutną katorgę. Przebiegł ją dreszcz bólu, zerwała się i umknęła przed światłem Galadrieli i elfią pieśnią Sama.
Hobbit śledził ją dopóki nie schowała się znów w swej pieczarze, po czym pobiegł do swego pana. Ale Frodo nie odzywał się ani słowem. Leżał blady, nic nie słyszał i wcale się nie poruszał. Dzielny giermek poprzecinał wiążące go więzy, rozcierał mu ręce i stopy, dotykał czoła, lecz to pozostawało zimne. Gniew wezbrał w jego sercu, gdy patrzał na pobladłego Froda. Przypomniał sobie, że już go kiedyś widział w tym stanie- w Zwierciadle Galadrieli, dawno, dawno temu. Myślał wtedy, że śpi. Ale on nie spał, on zmarł. Z gniewu popadł w rozpacz i nie mogąc uczynić dla niego nic więcej, zdecydował się po długiej walce z samym sobą, wziąć Pierścień i wypełnić misję do końca. Wziął więc jego miecz i szkiełko Galadrieli. Długo jednak próbował zerwać się i odejść. Nie chciał opuszczać przyjaciela. Chciał umrzeć razem z nim.
Wziął Pierścień Jedyny. Ułożył głowę Froda jak do snu, po czym cicho obiecał, że wróci tu, gdy spełni zadanie- że to jest jego jedyne życzenie. Początkowo Jedyny wydał mu się ciężki jak kamień. Z wolna jednak ciężar malał, czy też może to jemu sił przybyło. Wspiął się po schodach i stanął na przełęczy zastanawiając się jeszcze raz, czy dobrze uczynił. Nagle jednak usłyszał głosy i krzyki orków. Ujrzał pochodnie. Orszak wroga szedł w jego stronę! Wsunął Pierścień na palec, ale nie poczuł się niewidzialny. Czuł się wręcz widoczny jak na dłoni, bo gdzieś tam czuwało Wielkie Oko, które go szuka.
Czekał. Wreszcie ujrzał oddział orków wychodzący od strony tunelu i drugi schodzący długą kolumną z przełęczy na spotkanie tego pierwszego. Znaleźli Froda. Jakby piorun zbudził Sama z osłupienia. Spostrzegli Froda! Co z nim zrobią?! Teraz zrozumiał, gdzie jest jego miejsce- u boku swego pana. Puścił się szybko ścieżką w dół, ale orkowie zniknęli już spoza jego zamglonej wizji. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, poruszał się wolno, ale starał się poderwać do szybszego biegu. Słyszał rozmowę dwóch orków w korytarzu. Rozmawiali o ich znalezisku i nadchodzącej wojnie. Szagrat i Gorbag mówili coś o służce Szeloby. Sam domyślił się, że chodziło o Golluma, który tak okrutnie ich zdradził. Gdy głosy znów zaczęły się oddalać, Sam poderwał się po raz ostatni. Ale nie zdążył. Wielkie drzwi u końca tunelu zatrzasnęły się przed jego nosem. Hobbit z impetem rzucił się na spiżową bramę, ale padł zemdlony. Frodo żył, ale był w rękach Nieprzyjaciela. |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:13, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 9
Jaskinia Szeloby
Hobbici nie odróżniali już dnia od nocy. Szli krok w krok za Gollumem, wspinając się długim wąwozem między filarami poszarpanych skał. Wokół panowała zupełna cisza, przed nimi zaś piętrzyła się ściana górskiego łańcucha. Głęboki cień zalegał u jej stóp, a smród bił od niej nie do zniesienia. Przewodnik wskazał im wejście do tunelu i cicho wyszeptał, że tędy prowadzi ich droga. Nie powiedział im jednak prawdziwej nazwy tego miejsca- Torech Ungol, Jaskinia Szeloby. Sam nie wierzył jednak w zachęty Golluma i chciał się dowiedzieć, czy już kiedyś tędy przechodził. Ten przyznał się więc, że owszem, i jeszcze raz potwierdził, że tylko tędy można iść dalej. Frodo nie miał wyboru i postanowił ruszyć za byłym Powiernikiem Pierścienia. Gdy tylko weszli do środka, ogarnęła ich nieprzenikniona noc, mrok nieporównywalnie gęstszy od tego z Morii, głęboki i ciężki. Powietrzem nie dało się oddychać, każdy wdech jeszcze bardziej oślepiał im oczy. Zmysł dotyku nie zawiódł ich jednak. Wyczuwali, że ściany wokół są gładkie, a dość wyrównane dno wznosi się ku górze. Szli koło siebie, choć mieli wrażenie, że są rozdzieleni. Gollum wyprzedził ich, lecz zdawało się, że jest ledwie o kilka kroków przed nimi. Po pewnym czasie zmysły ich odrętwiały, słuch i dotyk stępiały i szli dalej po omacku jedynie wysiłkiem woli. Szybko stracili rachubę czasu i orientację w przestrzeni.
Wspinali się wciąż wyżej i wyżej, czasem czując na głowach i na rękach muśnięcie jakby pułapu porostów. Smród stawał się nie do zniesienia. Natrafili w końcu na kolejny, lecz tym razem większy korytarz. Frodo szybko wyczuł, że w nim czai się największe niebezpieczeństwo. Zebrali więc resztki sił i ruszyli dalej. Odkryli jednak, że zgubili przewodnika. Frodo kilka razy wezwał Golluma, ale odpowiedziała mu cisza. Sam szybciej od swego pana zorientował się, że to pułapka. I gdy właśnie tęsknie wspominał Toma Bombadila, przypomniał mu się dar Galadrieli. Frodo sięgnął po świetlisty flakonik, który natychmiast zalśnił blado następując na cofający się mrok. Hobbici z podziwem patrzyli na ten cudowny podarunek.
W tunelu między Hobbitami a wylotem korytarza zalśniły oczy. Tysiące okrutnych, bestialskich, owadzich oczu. Frodo i Sam w przerażeniu cofnęli się. Powiernik zebrał resztki sił i jeszcze raz wezwał mocy Galadrieli, dobył Żądła i ruszył naprzeciw złowrogim oczom. Ogromne cielsko zawróciło i uciekło przed blaskiem światła. Hobbici zaś dotarli do wylotu tunelu zagrodzonego pajęczyną. Frodowi udało się wyrąbać w niej dziurę i wspólnie wydostali się na zewnątrz. Pierwszą rzeczą, która ukazała się ich oczom, było krwawe świtało błyszczące w oknie wieży nieopodal. Orkowie! Zanim jednak zdążyli oswoić się z nowym niebezpieczeństwem, z jaskini wychynęła Szeloba i rzuciła się na Froda. Dzielny giermek pośpieszył na pomoc, ale pajęczyca była szybsza od niego. Zresztą nie była sama. Długie kościste ręce Golluma powaliły Sama na zimie. Hobbit jednak zaatakował z furią, złamał na nim swą laskę od Faramira i już po chwili był wolny. Zawrócił się na pięcie i co sił w nogach puścił się ścieżką pod górę wykrzykując imię swojego pana. Ale było już za późno... |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:13, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 8
Schody Cirith Ungol
Gollum i hobbici posuwają się ku górom, zostawiając za sobą las i wkraczając na skalisty teren. Brzemię Pierścienia ciąży Frodowi coraz bardziej i sprawia, że hobbit idzie z coraz większym trudem. A to co widzi przed sobą z pewnością nie napawa odwagą. Strach budzą nie tylko groźne Góry Cienia, ale też widoczne mury i wieża Minas Morgul, złowrogiego miasta upiorów. Dawno minęły bowiem czasy, gdy wieżę nazywano Minas Ithil (Wieżą Księżyca) i po zdobyciu jej przez Nazgule miejsce to zaczęło budzić grozę.
Świetlisty szczyt wieży urzeka Froda swoim złym czarem i hobbit chce podążyć tam bez względu na wszystko, na szczęście powstrzymują go przed tym Sam i Gollum. Hobbici idą wciąż pod górę, ale powoli zaczyna brakować im sił i narażają się na niebezpieczeństwo, gdy nagle czerwona błyskawica oświetla dolinę. Wtedy słychać przerażający krzyk, a z bramy twierdzy ciągną zastępy armii Nieprzyjaciela prowadzone przez Wodza Upiorów Pierścienia, który zranił Froda na Amon Hen. Hobbit patrzy przerażony, lecz równocześnie jakby zahipnotyzowany na Nazgula... Nagle Czarny Jeździec zatrzymuje się a wraz z nim idące za nim wojsko. Nazgul chyba czuje bliskość Pierścienia, a Frodo nagle czuje nieprzepartą chęć, by nałożyć Pierścień. Resztką woli opiera się temu pragnieniu i gdy dotyka flakonika od Galadrieli pokusa nagle mija. Armia Morduru rusza ponownie nad Anduinę... a Frodo uświadamia sobie, że wielka wojna jest tuż tuż i jego misja może być spóźniona.
Po tej przygodzie wędrowcy ruszają w dalszą drogę, cały czas pod górę, po schodach Cirith Ungol, gdzie prowadzi ich Gollum. Powoli problemem staje się zaopatrzenie w wodę, bo Faramir ostrzegał ich przed wodą Morgulu, która może być zatruta. Sama okolica też nie wzbudza zaufania – dookoła czuć stęchliznę i jak mówi Frodo: „wszystko wydaje się być przeklęte”.
Froda i Sama ogarnia niespodziewanie wesoły nastrój, przez chwilę są równie weseli jak niegdyś w Shire. Myślą o tym jak kiedyś zostanie opowiedziana ich historia, czy skończy się smutno czy szczęśliwie... Któż to wie skoro najgorsza część podróży pozostaje wciąż przed nimi. Tym bardziej, że miejsce dokąd przyprowadził ich Gollum wcale nie jest bezpieczne – z pewnością śledzą je czujne oczy Nieprzyjaciela, którego bliską obecność Frodo tak silnie odczuwa. Hobbici zastanawiają się też gdzie podziewa się Gollum... Sam budzi się i widzi Golluma pochylonego nad swoim panem. Reaguje bardzo gwałtownie podejrzewając go o to, że ten zamierza zamordować Froda i zabrać Pierścień. Nazywa też Golluma złodziejem...
Wkrótce cała trójka rusza w drogę, by dostać się do tunelu, które według słów Golluma stanowi najlepszą drogę do Krainy Nieprzyjaciela. Hobbici pełni złych przeczuć i nieufni idą za swoim przewodnikiem, któremu jednak nie można w pełni ufać... |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:12, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 7
Ku Rozstajowi Dróg
Następnego dnia Frodo, Sam i Faramir zjedli wspólnie śniadanie. Kapitan powiedział, że uzupełnili im zapasy i podarował na drogę dwie laski podróżne z drzewa lebethron, które miały dar wracania do właścicieli, jeżeli zostały zgubione. Wokół Mordoru zapanowała cisza, a na drogach Gondorscy szpiedzy nie dostrzegli żywej duszy. Żołnierze kraju Skrzydlatej Korony wyczuwali nadciągającą burzę.
Faramir i jego przyboczni wyprowadzili hobbitów i Golluma ze związanymi oczami i zaprowadzili w lasy, na granicę Kraju Cienia. Jeszcze raz udzielono im kilku rad, a potem syn Denethora odwrócił się i znikł, nie oglądając się już za siebie. Frodo najwyraźniej żałował, że musiał się rozstać z tym szlachetnym rycerzem, Gollum jednak nie wahał się mu złorzeczyć. Ruszyli przed siebie, dwakroć zatrzymując się na postój i posilając suszonymi owocami i solonym mięsem, których ich przewodnik nie chciał tknąć. Kolejny dzień minął podobnie- panowała niespokojna cisza, a powietrze zdawało się coraz bardziej parne i duszne. Dopiero trzeciego dnia o zmroku wyszli w rzadszy las, aż w końcu osiągnęli głęboką, mroczną dolinę, której dnem płynął bystry potok. Gollum wyjaśnił, że to droga z dawnej Wieży Księżyca do zburzonego grodu nad Rzeką; i że nie można nią iść, a zamiast tego trzeba powędrować szczytem. Odtąd mieli przemieszczać się w nocy, chowając się za dnia.
Ruszyli więc w świetle gwiazd po nierównym terenie, przez gąszcze i kolczaste zarośla, wznosząc się coraz wyżej. W drodze złapało ich wstające słońce. Dzień nie zaświtał jednak jasny. Po niebie rozlał się tylko bury, posępny półmrok. Gollum po postoju skierował ich ku Rozstajowi Dróg. Schodzili teraz w dół przez niemal godzinę, aż w końcu skręcili na południe i ruszyli wyboistym stokiem. Wreszcie ich oczom ukazała się Południowa Droga, jedyna którą mogli dotrzeć do Rozstaja, gdyż nie prowadziła tam żadna inna ścieżka. Trójka wędrowców pomknęła jej zachodnim brzegiem, aż dotarła do skrzyżowania czterech gościńców.
Zachodzące słońce oświetliło na chwilę ogromny posąg przedstawiający siedzącego mężczyznę, dostojnego i spokojnego jak kamienni królowie z Argonath. Ząb czasu i okrutne ręce okaleczyły go widocznie- zamiast głowy ktoś na drwinę umieścił grubo ociosany głaz z paskudną twarzą z szyderczym uśmiechem i czerwonym okiem pośrodku czoła. Kolana i tron pokrywały nagryzmolone napisy ludów Mordoru. Ostatnie promienie słońca padły na odrąbaną głowę leżącą na ziemi. „Spójrz, Samie!”- krzyknął Frodo. „Spójrz! Król odzyskał koronę!” Czoło kamiennego króla otaczały bowiem pnącza z drobnych białych kwiatów, podobnych do gwiazd, oddających hołd obalonemu władcy, a pośród jego włosów kwitły żółte rozchodniki. „Nie został pokonany na zawsze!”- rzekł Powiernik Pierścienia. W tym momencie ostatni promień słońca zgasł i, jak gdyby ktoś zdmuchnął lampkę na światem, od razu zapadła czarna noc. |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:12, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 6
Zakazane jezioro
Gdy Frodo budzi się, widzi nad sobą pochylonego Faramira. Chwila niepewności mija jednak szybko, gdy człowiek zapewnia hobbita, że ten nie ma czego się obawiać, bo ten chce z nim jedynie porozmawiać. Wychodzących z groty widzi czujnie śpiący Sam Gamgee, który w jednej chwili zrywa się ze snu, by towarzyszyć swojemu panu. Na zewnątrz zatrzymują się na dużej i płaskiej skale, z której rozpościera się wspaniały widok na Ered Nimrais pokryte śniegiem. Widok jest wspaniały, ale w hobbitach budzi się niepokój – po co Faramir wyrwał ich ze snu i sprowadził w to odludne miejsce?
Zagadka szybko się wyjaśnia – Faramir i wartownik o imieniu Anborn wskazują tajemniczy kształt na drugim brzegu jeziora. Tajemnicza postać najwyraźniej odkryła schronienie drużyny Faramira narażając Gondorczyrków na niebezpieczeństwo. Oddział łuczników czeka tylko na rozkaz, lecz Faramir pyta Froda czy mają strzelać. Ten ku zdumieniu Sama prosi, aby oszczędzono Golluma, bo jak się domyśla – to właśnie on jest tym tajemniczym stworem. Czy przyciąga go tutaj moc Pierścienia czy też raczej ryby, których w jeziorku jest bardzo wiele?
Wygląda na to, że to jednak głód sprowadził Golluma do Henneth Annun. Tymczasem Frodo opowiada Faramirowi o Gollumie, o tym że i on kiedyś posiadał Pierścień, a także iż jego zdaniem stwór ten powinnien zostać oszczędzony. Tak uczyniłby Gandalf, a poza tym Gollum był przewodnikiem Froda i Sama do Mordoru.
Stwór musi jednak zostać schwytany. Frodo, by uratować mu życie, zgadza się wprowadzić Smeagola w pułapkę. Schodzi na brzeg jeziorka i rozmawia z Gollumem obiecując, że uratuje mu życie, musi jednak mu zaufać i zachowywać się spokojnie. Z ciężkim sercem Frodo „zdradza” Golluma, którego chwytają ludzie Faramira. Przed obliczem syna Denethora odbywa się niecodzienny sąd, z którego jednak Smeagol wychodzi obronną ręką wyłacznie dzięki wstawiennictwu hobbita. Faramir – mimo nieufności żywionej do Golluma – pozwala mu odejść wolno, jeśli tylko będzie wiernie towarzyszył Frodowi w dalszej podróży. Ostrzega jednak hobbitów, aby nie ufali swemu przewodnikowi, prowadzącemu ich ku Cirith Ungol – przełęczy, o której jak sądzi nie powiedział im wszystkiego. Na czas podróży w granicach Gondoru Frodo może liczyć na opiekę ludzi Faramira, lecz później będzie zdany już tylko na siebie dźwigając ciężkie brzmienie. O dziwo zły czar Pierścienia jakby nie dosięgał Gondorczyka... Dla hobbitów jest to jednak dopiero początek pełnej niebezpieczeństw drogi, z której się nie wraca... |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:12, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 5
Okno Zachodu
Gdy Faramir powrócił, zgromadził on swoich ludzi i usiedli szerokim półokręgiem. Frodo stanął przed kapitanem, a ten zaczął zadawać mu najróżniejsze pytania. Wyglądało to prawie jak przesłuchanie jeńca. Sam patrzył i słuchał pilnie gotów w każdej chwili skoczyć swojemu panu na pomoc. Brat Boromira zaś ze szczególną natarczywością wracał wciąż do Zguby Isildura, czując najwyraźniej, że Frodo zataja przed nim jakąś niezwykle doniosłą sprawę. Udało mu się dowiedzieć m.in. że Boromir nie tylko widział ten tajemniczy przedmiot, ale także ustąpił wodzy nad Drużyną komuś innemu- dziedzicowi Isildura. Dla żołnierzy była to wielka nowina- miecz Elendila wracał do Minas Tirith! Jednak syn Denethora II nie dawał się ponieść entuzjazmowi- wiedział, że Aragorn będzie musiał udowodnić swoje roszczenia do tronu. Powiernik Pierścienia nie chciał jednak wyjawić swej misji, tłumacząc, że kto walczy z Nieprzyjacielem nie powinien stawiać przeszkód na jego drodze.
Godność Froda nie zaspokoiła jednak Faramira. „Innymi słowy radzisz mi, żebym pilnował własnych spraw i odszedł do domu, tobie zaś pozwolił iść swoją drogą. Boromir, gdy wróci, wyjaśni wszystko. Gdy wróci, powiadasz. Czy byłeś Boromirowi przyjacielem?”- rzekł do niego. Frodo zawahał się na wspomnienie o jego napaści, ale w końcu zgodził się. Kapitan uśmiechnął się posępnie i wyjawił swoje przypuszczenia, iż jego brat nie żyje- 11 dni temu słyszał głos jego rogu od północy, ale był on stłumiony, jakby echo odbijało go w jego myślach. Uznali to z ojcem za zły omen. W trzy dni później siedząc nad brzegiem Anduiny zobaczył płynącą we mgle łódkę otoczoną bladym światłem. Była pełna wody, a w wodzie spoczywał uśpiony rycerz ze złamanym mieczem na kolanach. To był Boromir, jego brat, martwy. Brakowało tylko rogu. Faramir zdążył tylko krzyknąć: „Boromirze! Gdzie zgubiłeś róg? Dokąd płyniesz? O, Boromirze!” Lecz ten zniknął w ciemnościach.
Frodo zrozumiał, że kapitan mówi prawdę. Łódź musiała pochodzić z Ukrytego Kraju. Choć młodszy syn Namiestnika miał jeszcze wiele pytań, wiedział, że nie należy o nich tutaj rozmawiać. Przypomniał tylko jeszcze, że rozłupany róg wyrzuciła rzeka i teraz spoczywa na kolanach Denethora. Serce Powiernika napełniło się grozą- czyżby inni członkowie Drużyny Pierścienia zginęli w walce z orkami zaraz po jego i Sama odejściu? Nie czas było na dalsze rozmyślania. Faramir wstał, wydał rozkazy i żołnierze podzieliwszy się na małe grupki zaczęli się rozchodzić. Przywódca wraz z Mablungiem i Damrodem zostali przy hobbitach. Wytłumaczono im, że przez najbliższe dni Nieprzyjaciel będzie czuwał nad okolicą i niebezpiecznie byłoby teraz tędy iść. Ostatnia rozmowa przekonała Faramira, że Frodo nie był z nim do końca szczery i powiedział tylko tyle prawdy, ile było mu wolno. Wyszło na jaw, iż miał kłopoty z Boromirem, a także że zginął Gandalf, którego Faramir znał i szanował.
Faramir postanowił zaprowadzić dwójkę wędrowców do ich tajnej kryjówki. Za ich zgodą zawiązano im przepaski na oczy i ostrożnie poprowadzono do celu- Okna Zachodzącego Słońca czyli Henneth Annun, najpiękniejszego wodospadu Ithilien, za którym kryła się rozległa pieczara, gdzie stacjonowali Gondorczycy. Zjedli wspólnie posiłek, a potem hobbici zaczęli opowiadać gospodarzowi różne historie, omijając jednak sprawę Pierścienia i zadania, którego podjęła się Drużyna. Wspominali męstwo Boromira i walkę na moście z Balrogiem, kapitan zaś odwdzięczał im się opowieściami z południa. Kilkukrotnie ich uwaga zwracała się w stronę jego starszego brata. W końcu Sam nie wytrzymał i powiedział, że Boromir pożądał Pierścienia. Frodo nie zdołał go powstrzymać. Było już za późno...
Ale Faramir nie pragnął Jedynego. Jak sam powiedział, nie schyliłby się po niego, gdyby leżał na gościńcu. Zrozumiał jednak, że dla Boromira próba okazała się za ciężka. Wywiedziawszy się wszystkiego kapitan odesłał ich, by poszli spać. Zbyt słaby, by się dalej opierać, Frodo wyszeptał jeszcze, że szukał drogi do Mordoru, bo powierzono mu zniszczenie potężnego artefaktu. Kładąc się do łóżka, Sam pożegnał się z nieoczekiwanym przyjacielem tymi słowami: „Dobranoc! Wygrałeś, szlachetny panie. (...) Powiedziałeś, szlachetny panie, że mój pan ma w sobie coś z elfa. To prawda. Ja wszakże powiem, że w tobie, panie, jest też coś, co mi przypomina... no tak! Czarodzieja Gandalfa!” „To możliwe”- rzekł Faramir. „Może wyczuwasz daleki wiew powietrza Numenoru. Dobranoc!” |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:11, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 4
O ziołach i potrawce z królika
Hobbici i Gollum poruszają się tylko nocą, a odpoczywają w dzień. Gollum wciąż gardzi lembasami, którymi żywią się Frodo i Sam, mimo coraz większego głodu pije tylko wodę. Droga, którą podążają wydaje się całkiem pusta, ale pojedyncze słabe światła na wieżach zwanych Zębami Mordoru zdradzają, ze jest inaczej.
Mijają kolejne dni, bliźniaczo podobne do poprzednich – wypełnione najpierw wyczerpującą wędrówką, a potem niespokojnym odpoczynkiem spowodowanym nieufnością co do prawdziwych intencji Golluma.
Hobbici docierają wreszcie do Ithilien, niegdysiejszego „ogrodu Gondoru”. Powietrze jest tu bardziej rześkie i czyste, a dokoła nich zielenią się drzewa i krzewy. W pewnym momencie zbaczają z głównego traktu, by zejść do niewielkiej kotliny z jeziorem. Tu wędrowcy znajdują doskonałe miejsce na obóz. Sama niepokoi fakt, że powoli zaczyna im się kończyć żywność i lembasów otrzymanych w Lorien nie starczy na dłużej, niż trzy tygodnie.
Obserwując śpiącego Froda, Sam dostrzega pewne zmiany jakie zaszły w ostatnim czasie. Jego twarz wydaje się być starsza, a „przez ciało hobbita prześwieca jakby od wewnątrz nikłe światełko”. Czy to wpływ rany zadanej ostrzem Morgulu, czy może raczej zły wpływ Pierścienia? Tymczasem Gollum wraca z polowania i przynosi dwa króliki, co staje się powodem radości Sama Gamgee – to doskonała okazja, by urozmaicić skromne menu... i wykorzystać sprzęt kuchenny, który dźwiga od Shire.
Gollum z rozpaczą patrzy jak Sam gotuje króliki, co jego zdaniem jest marnowaniem mięsa, które najlepiej smakuje surowe. Hobbici mają jednak prawdziwą ucztę, jakiej nie zaznali od wyruszenia z Rivendell.
Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Sam nie zachowuje dostatecznej ostrożności i z ogniska wydobywa się widoczna smuga dymu. Szybkie wygaszenie nie daje zbyt wiele, bo w pobliżu słychać już jakieś głosy, a hobbici przygotowują się do ucieczki. Są w potrzasku, gdy w paprocie wchodzi czwórka uzbrojonych ludzi. Zarówno oni, jak i hobbici są bardzo zdziwieni tym niecodziennym spotkaniem. Wysoki człowiek, w zielonej szacie, przedstawia się jako Faramir – kapitan wojsk Gondoru. Frodo opowiada mu o sobie i skąd idzie, Faramira szczególnie interesuje jednak los Boromira... Kapitan z Gondoru ostrzega hobbitów, że wkrótce rozegra się bitwa i nie mogą dalej podróżować, a dla ich bezpieczeństwa zostawia z nimi dwóch swoich ludzi: Mablunga i Damroda. Wkrótce wszyscy oni są świadkami potyczki wojsk Gondoru ze zwiadowcami ze sprzymierzonego z Sauronem Południa. Bitwa toczy się całkiem blisko, a części nieprzyjaciół niemal udaje się wyrwać z zasadzki. Wkrótce też oczom hobbitów ukazuje się niesamowity widok – ogromne, groźne i potężne zwierze, który dotąd uważali za legendę. To mumak, zwierzę znane hobbitom jako olifant... |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:11, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 3
Czarna Brama jest zamknięta
Nim nastał nowy dzień, Frodo, Sam i Gollum skończyli swój marsz do Mordoru. Przed nimi rozciągała się ponura wizja- mroczny łańcuch Efel Duath, Gór Cienia, i łyse grzbiety Ered Lithui- Gór Popielnych. Wąwóz, który widniał przed nimi, zagrodzony był czarnym szańcem z jedną jedyną bramą z żelaza. Po blankach cały czas przechadzały się czujne straże, a w skałach u podnóży gór wywiercono mnóstwo jaskiń i lochów, w których czaiły się zastępy orków gotowych do wojny. Nad okolicą wyrastały Zęby Mordoru- dwie potężne, wysokie wieże, które zmiażdżyłyby każdego, kto spróbowałby między nimi przemknąć, chyba że szedłby na wezwanie Saurona lub znał tajemne hasło otwierające Morannon, Czarną Bramę. Hobbici wiedzieli, że tędy nie uda im się przedostać.
Sam pierwszy wyraził głośno swoje wątpliwości, na co Gollum przytaknął mu gorliwie. Frodo jednak nie zgodził się zrezygnować. Nie prosił ich, by szli z nim dalej. Sméagol widząc, że jego pan jest niewzruszony na prośby, wygadał się na temat innej drogi- ciemniejszej, trudniejszej do odszukania, bardziej ukrytej. Powiernik zawahał się, a Sam w myślach podziękował opatrzności, że Gollum nie domyśla się, co Frodo planuje naprawdę zrobić z Pierścieniem Jedynym. Siostrzeniec Bilba spoglądał tymczasem na równinę nieopodal, po której maszerowała wielka armia. Tu i ówdzie pobłyskiwały hełmy, włócznie i tarcze. Nadzieja, która na chwile zajaśniała w jego sercu, szybko przybladła- to nie Gondor ruszał na Kraj Cienia, to kolejna armia przybyła wspomóc potężne zastępy Mordoru...
Frodo gotów był jeszcze raz zaufać byłemu posiadaczowi Pierścienia. Przestrzegł go ponownie, aby na zawsze wyrzekł się swego skarbu, bo nie odzyska go już nigdy. Gollum nie odzywał się oszołomiony jego pogróżką, jednak po chwili zaczął opowiadać hobbitom o szczegółach dotyczących nowej trasy- drogi, która wiedzie daleko pod starą, straszną twierdzę, która niegdyś zwała się Minas Ithil, Wieża Księżycowa. I choć późniejsze przejście jest zagrodzone bramą, pod którą czuwają Milczący Wartownicy, Gollum uparcie polecał tą ścieżkę, gdyż Władca Pierścieni nie spodziewał się z tamtej strony ataku. Hobbici znów się zawahali. Frodo przypomniał sobie, iż niegdyś Aragorn twierdził, że Gollum został wypuszczony z Mordoru przez Sauron, ale uciekinier wyraźnie upierał się, że to kłamstwo. Nie mieli więc wyboru. Nie wiedzieli, że są prowadzeni do Kirith Ungol- miejsca, przed którym Gandalf z pewnością by ich ostrzegł.
Przeczekali dzień w małej, szarej jamce, tuż nad granicą kraju trwogi. Sam i Frodo szybko wyczuli obecność Czarnych Jeźdźców. Nazgûle przelatywały gdzieś wysoko ponad nimi. Wysoki krzyk rozdarł niebo. Frodo potraktował ich obecność jednoznacznie- Nieprzyjaciel musiał już być zaalarmowany. W końcu uczucie grozy minęło. Usłyszeli śpiew i chrypliwe krzyki. Nowe wojska przybywały do Mordoru z południa. Sam natychmiast przypomniał sobie wierszyk, który wszyscy znali w Shire- o olifantach- wielkich stworzeniach żyjących w hobbickich legendach. Gollum jednak nigdy o nich nie słyszał. Rzekł tylko, że on ma jedynie ochotę schować się w bezpiecznym miejscu. Frodo wstał i z wolna ruszyli za przewodnikiem. Samwise westchnął do siebie: „Szkoda, że nie mamy tysiąca olifantów, a na ich czele Gandalfa na białym olifancie. Wtedy może byśmy sobie utorowali drogę do tego złego kraju.” Ruszyli- cicho, prędko, biegnąc niezauważeni jak cienie... |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:11, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 2
Przez moczary
Frodo i Sam, z Gollumem jako przewodnikiem, przemierzają zwłowrogi kraj Nieprzyjaciela. Mimo, że Frodo zdecydował się zaufać Smeagolowi, to sam ma wciąż bardzo wiele wątpliwości co do słuszności tej decyzji. Bo czy można zaufać komuś, kogo moc Pierścienia ujarzmiła w tak wielkim stopniu, czy ten dziwny stwór nie okaże się w końcu zdrajcą gotowym zabić hobbitów?
Tymczasem jednak Gollum wydaje się mieć dobre zamiary. Jako przewodnik jest bardzo ostrożny, wędruje tylko nocą by ominąć posterunki orków i innych stworzeń, które czają się w Mordorze. Dzięki jego pomocy hobbici w bezpieczny sposób pokonują kolejne mile Mordoru.
Hobbici i Smeagol rozbijają obóz, najwyższy czas by w końcu odpocząć. Frodo chce się podzielić prowiantem z Gollumem, ale ten odmawia – lembasy i wszystko co elfickie budzą w nim wielkie obrzydzenie. Sam proponuje, by podczas snu jeden z hobbitów zawsze czuwał – w końcu w pobliżu jest głodny Gollum, stworzenie po którym nie wiadomo czego można się spodziewać.
W kolejnym dniu wędrówki hobbici wkraczają na wyjątkowo nieprzyjazny teren. Wokół nich znajdują się same bagna i moczary, a sama droga wydaje się dłuższa od innej, lecz strzeżonej nieustannie przez Oko. Monotonny krajobraz bagien działa na wszystkich przygnębiająco, a pustkę moczarów urozmaica jedynie blada zieleń wodorostów.
Trzeciego dnia wędrowcy docierają do samego serca Martwych Bagien – tutaj nawet Gollum nie jest pewny dalszej drogi i zastanawia się nad wyborem kolejnej ścieżki. Niespodziewanie mrok nocy rozświetlają błędne ogniki, które wydają się otaczać hobbitów i Smeagola. Sam podejrzewa nawet pułapkę, jednak wyjaśnienie co do źródła tajemniczych światełek jest inne, bowiem pod taflą wody widać twarze umarłych... Jak wyjaśnia Gollum, Martwe Bagna zawdzięczają swoją nazwę właśnie wielkiej bitwie na równinie pod Czarną Bramą, gdzie zginęło wielu ludzi, elfów i orków. To cienie, duchy odległej przeszłości.
Nagle na nocnym niebie pojawia się złowrogi kształt. Hobbici odruchowo padają na ziemię, gdy budzący przerażenie Nazgul przelatuje nad Martwymi Bagnami. Czy ich zauważył? Czy opowie o wszystkim Czarnemu Władcy?
Tymczasem Frodo coraz silniej odczuwa ciężar Pierścienia, podobnie jak Gollum, którego zachowanie staje się coraz bardziej niepokojące... Sam jest świadkiem, gdy rozmawia on z samym sobą, ale... dwoma głosami jako: Gollum i Smeagol. Czy ten opętany żądzą posiadania Pierścienia w końcu zdradzi? |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:11, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 4 rozdział 1
Obłaskawienie Sméagola
Froda i Sama czekała ciężka przeprawa przez kamieniste zbocza łańcucha Emyn Muil. Wspinali się po nagich zboczach nieraz zawracając, gdy urywała się droga. Mimo wszystko, po trzech dniach od rozpadu Drużyny Pierścienia posunęli się znacznie na wschód, trzymając się zewnętrznej krawędzi węzła gór. Gdy Słońce chyliło się już ku zachodowi, hobbici nadal niestrudzenie lecz i bezowocnie poszukiwali zejścia w dół z jednej ze skalnych półek. Frodo koniecznie chciał spędzić noc na dole, dlatego też jako pierwszy wychylił się za półkę, szukając oparcia. Nim jednak uczynił drugi krok, nad głowami usłyszeli wysoki, przenikliwy okrzyk Nazgûla przecinającego niebo na swym uskrzydlonym wierzchowcu. Froda okryła ciemność, ale z pomocą liny Elfów, którą Sam zabrał ze sobą, był w stanie wrócić z powrotem na górę. Sam zaproponował, że tym razem to on spróbuje. Spuścił się po srebrnym sznurze i z pomocą Powiernika, który z wolna popuszczał liny, szczęśliwie dotarł na dół. Zaraz potem u jego boku stanął Frodo. Samwise był jednak niepocieszony, że straci linę i zostawi widoczny znak dla śledzącego ich od dłuższego czasu Golluma. Podarek Elfów, jak gdyby usłyszawszy jego słowa, opadł prosto w jego ręce.
Wzeszedł Księżyc i dwójka przyjaciół rozpoczęła nowy etap marszu. W końcu zatrzymali się, usiedli i odpoczywali chwilę, zmagając się ze snem. W pewnym momencie Frodo wstał zauważając niewielką postać sunącą jak pająk w dół żlebu po którym niedawno schodzili. Sam rozpoznał Golluma. Nie odzywając się ani słowem podeszli cicho do nieproszonego gościa. Zanim przeciwnik zdążył się zorientować, Sam już siedział mu na karku. Gollum bronił się zaciekle i gdyby nie Frodo z Żadęłkiem w garści, jego przyjaciel z pewnością miałby problemy. Sméagol na wspomnienie dawnej broni Bilba Bagginsa od razu opadł z sił i zaczął skamleć o litość. Samwise nie dał się ponieść współczuciu dla nędznej poczwary i zaproponował, ażeby spętać go i zostawić. Powiernik Pierścienia przypomniał sobie jednak swoją rozmowę z Gandalfem- Wielu z tych, którzy żyją, zasłużyło na śmierć. Niejeden z tych, którzy zasłużyli na życie, umarł. Czy możesz tym umarłym zwrócić życie? Nie szafuj więc pochopnie śmiercią w imię sprawiedliwości, bo narazisz własne bezpieczeństwo. Nawet najmądrzejsi nie wszystko wiedzą.
Frodo opuścił więc mieczyk, czując litość do Golluma- tę samą która przed laty wstrzymała rękę jego wuja. Kazał mu jednak, aby poprowadził ich pod Czarną Bramę Mordoru. Gollum wzdrygał się na samą myśl o kraju Nieprzyjaciela, wspominając dawne, okrutne tortury, jakim poddawano go w Barad-dûrze. Obiecał jednak, że zaprowadzi wędrowców we wskazane miejsce. Frodo nakazał mu milczeć i ze swym towarzyszem zaczęli udawać, że śpią. Gollum odczekał chwilę i rzucił się do ucieczki, ale hobbici okazali się czujniejsi. Postanowili przywiązać mu linę do nogi, jednak elfickie zwoje raniły jego skórę. Nie chcąc sprawiać mu bólu, Frodo przykazał przysiąc mu na Pierścień Jedyny, że będzie robił to, co mu każe i nigdy go nie zdradzi. Były posiadacz Jedynego liczył, że być może uda mu się zobaczyć jego upragniony skarb. Jednak Frodo, choć przyznał otwarcie, że ma go przy sobie, nie pokazał mu go. Samowi, który obserwował całą scenę, wydawało się, że jego pan urósł w oczach, niczym potężny władca, poważny cień, ukrywający blask swej potęgi szarym obłokiem.
Sméagol przysiągł w końcu i podrygując gorliwie jak szczęśliwy pies pochwalony przez pana, ruszył prowadząc hobbitów w stronę bagien. Nieufny Sam ruszył w ślady Froda bacznie obserwując niespodziewanego przewodnika. Szybko i cicho sunęli przez ciemności. Czarna cisza zalegała ogromne pustkowia na przedprożu Mordoru... |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:08, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 3 rozdział 11
Palantír
Gandalf ze swymi towarzyszami oraz królem Theodenem wyrusza z ruin Isengardu. Wciąż mają świeżo w pamięci wydarzenia u stóp Orthanku, o czym przypomina Merry w rozmowie z Gandalfem, którego namawia na nocny postój. Czarodziej zamierza jednak jechać jeszcze parę godzin... Zmienia też plany. Orszak nie pojedzie prosto do Edoras, ale do twierdzy w Helmowym Jarze skąd Theoden wyruszy dopiero do Dunharrow. Gandalf tłumaczy Meriadokowi, że muszą być teraz szczególnie ostrożni – wygrali bowiem bitwę, ale cała wojna jest dopiero przed nimi, a zwycięstwo nad Sarumanem tylko zwiększy zainteresowanie ze strony Czarnego Władcy. Czarodziej zastanawia się też w jaki sposób Saruman komunikował się z Sauronem.
Wkrótce po opuszczeniu Doliny Iseny przychodzi pora na odpoczynek. Drużyna rozbija obóz i wystawia straże. Merry i reszta szybko zasypiają, ale nie Pippin. Ten odczuwa dziwny, niewytłumaczalny niepokój. Czyżby miało zdarzyć się coś złego? Nocna krzątanina budzi w końcu Merrego, który wspomina z przyjacielem ostatni „wygodny” nocleg w Lorien. Rozmawiają też o Gandalfie – zdaniem Merrego Czarodziej jest teraz „bardziej dobrotliwy i bardziej groźny, i weselszy, i uroczystszy niż dawniej”. Ciekawość hobbitów budzi coś jeszcze – tajemnicza kula, którą rzucił Grima, a z której zdobycia tak ucieszył się Gandalf. Co to jest i do czego służy?
Pippin nie potrafi pohamować swojej ciekawości. Gdy cały obóz zasypia, hobbit podkrada się do śpiącego Gandalfa. Delikatnie wykrada kryształową kulę, a w jej miejsce zawija kamień. Głos rozsądku każe mu odłożyć zdobycz z powrotem, ale przedtem może przecież rzucić tylko okiem na zawiniątko... Kula jest czarna, ale wewnątrz hobbit dostrzega delikatny blask. Wkrótce kryształ już cały płonie, a sparaliżowany hobbit nie jest w stanie się poruszyć. Wreszcie z jego gardła wydobywa się przejmujący krzyk – nieprzytomny hobbit pada na ziemię... Gdy Gandalf cuci go z jest ust wydoby się obco brzmiący głos: „Nie dla ciebie, Sarumanie! Przyślę po nią wkrótce.”. Dopiero teraz Pippin odzyskuje zmysły.
Przesłuchanie hobbita wypada pomyślnie. Mimo, że przez kryształ przemawiał do niego Sauron, to Pippin nie odniósł żadnego uszczerbku na zdrowiu i co ważniejsze nie zdradził też żadnych sekretów. Cała ta przygoda uświadamia jednak Gandalfowi jak ostrożnymi muszą być teraz – niebezpieczeństwo może się bowiem czaić w najmniej spodziewanych miejscach. Wydarzenie to przyspiesza też kolejne decyzje Gandalfa – drużyna musi się rozdzielić. Czarodziej i Pippin muszą wyruszyć do Minas Tirith, a sam kryształ powierza Aragornowi.
Nagle nad obozem dostrzegają przerażający cień – to Nazgul, wysłannicy Saurona są już bardzo blisko... |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:08, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 3 rozdział 10
Głos Sarumana
Woda już opadła i przyjaciele mają okazję, by spojrzeć na to co zostało z potęgi Sarumana. Nad twierdzą wciąż jednak góruje Wieża Orthanku, a w niej przebywa ciągle groźny Saruman. Legolas dostrzega jeźdźców – okazują się nimi być Gandalf i Theoden, którzy przybyli złożyć wizytę czarodziejowi. Gandalf ostrzega, że wbrew pozorom Saruman jest nadal niebezpieczny, a jego głos zachował złowrogą moc.
Skała Orthanku oparła się atakowi entów i pozostała właściwie nienaruszona. Hobbici szybko wyczuwają grozę tego miejsca. Na spotkanie z Sarumanem idą Gandalf, Theoden, Eomer, Aragorn, Gimli i Legolas, jednak pierwszą osobą, którą widzą jest nie czarodziej, ale Grima – Gadzi Język, który powrócił na służbę do swego pana. Po chwili jednak wychodzi Saruman we własnej osobie. Jak stwierdza Gimli – jest on równocześnie podobny i niepodobny do Gandalfa i tak jak ostrzegał Mithrandir jego głos wciąż zachował swój czar.
Nie wszyscy jednak mu ulegają. Usiłuje namówić Theodena do zawarcia pokoju i ponownego sojuszu, ale zarówno stary król jak i Eomer dostrzegają fałsz, który sączy się z ust czarodzieja. Wtedy też na chwilę wszyscy widzą prawdziwe oblicze Sarumana i złość, którą się kieruje. Nie udaje mu się też nic wskórać w czasie rozmowy z Gandalfem. Na propozycje wygłoszone przez Sarumana czarodziej odpowiada śmiechem i przedstawia ultimatum, szansę na to by zdrajca uszedł z życiem. Ten jednak wybiera dalsze życie w wieży, osaczony przez enty z jednej strony i spodziewający się zemsty Saurona, którego próbował oszukać. Nie docenia jednak siły nowego Gandalfa – to już nie czarodziej, którego próbował ujarzmić i uwięził na szczycie Orthanku, ale potężny Istari, który wyrwał się z objęć śmierci. Gandalf bez trudu zmusza Sarumana, by ten wysłuchał go do końca, a potem widząc fiasko rozmów wyklucza go z grona czarodziejów i łamie jego różdżkę. Nagle z wyższego piętra wypada czarna kryształowa kula i jedynie o włos mija głowę Gandalfa. To Gadzi Język próbuje zemścić się, ale bez skutku. Gandalf zauważa, że ciemna kula to palantir, którego straty Saruman będzie z pewnością bardzo żałował.
Gandalf i przyjaciele udają się na spotkanie z Drzewcem, zdając relację z rozmowy z Sarumanem. Ent zapewnia, że on i jego towarzysze przypilnują by czarodziej nie opuścił swojej wieży. |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:08, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 3 rozdział 9
Zdobycze wojenne
Przyjaciele znaleźli się w twierdzy Sarumana Wielu Barw, Isengardzie. Gandalf wraz z królem Théodenem odjechali na wschód, by okrążyć pierścień zwalonych murów, zaś Aragorn, Gimli i Legolas zostali przy ruinach bramy, by porozmawiać z Merry’m i Pippinem. Obie strony miały dużo do powiedzenia o swoich wcześniejszych przygodach, ale hobbici zaproponowali, aby najpierw coś przekąsić. Zaprowadzili ich do komnaty wykutej w kamieniu, ze stołem i kominkiem. Pippin przyniósł co nieco ze spiżarni na piętrze- było to ludzkie jadło, albowiem Saruman nie ufał w pełni orkom i trzymał w swej twierdzy również ludzi- zapewne tych najlojalniejszych i najbardziej zaufanych. Były więc grzanki, chleb, solona wieprzowina, boczek, piwo i wino... Przy okazji wydała się tajemnica wyższego wzrostu Merry’ego i Pippina- opowiedzieli oni o napoju entów, który przez jakiś czas służył im za jedyne jadło. Ponadto Pippin poczęstował Aragorna i Gimliego fajeczką z fajkowym zielem, które znaleźli w beczułkach składowanych w podziemiach Czarodzieja.
Hobbici zaczęli na przemian opowiadać przyjaciołom swoje przygody- wspomnieli waleczną obronę Boromira, porwanie przez Ugluka, Grisznaka i okrutne orki, bitwę z udziałem jeźdźców Rohanu, ucieczkę do lasu Fangorn, naradę entów i marsz na Isengard. Merry wytłumaczył pozostałym, że entom towarzyszyli także huornowie- według przypuszczeń Brandybucka- entowie, którzy upodobnili się niemal całkowicie do drzew, nieco zdziczali i bardzo niebezpieczni. Dolinę Czarodzieja armia Drzewca osiągnęła wieczorem. Noc była ciemna i pochmurna. Na wszystkich północnych stokach w krąg nad Isengardem wyrósł wielki las, ale nieprzyjaciel nie pokazywał się, tylko wysoko na wieży świeciło się jedno okno. Z ramion Drzewca, który zaczaił się w pobliżu bramy, mogli obserwować godzinny wymarsz oddziałów Sarumana- niezliczone szeregi orków, pułki jazdy na wilkach, oddziały ludzi oraz półorków- wszystkich razem około 10 tysięcy.
Gdy wroga armia odmaszerowała, twierdza pozostała ogołocona z załogi. Drzewiec rzekł wówczas: „Ja mam dzisiaj rozprawić się z Isengardem, z jego skałą i kamieniem”. W ciemnościach huornowie pomaszerowali za oddalającymi się orkami. Tymczasem Drzewiec stanął pod zamkniętą bramą i zaczął łomotać, wzywając Sarumana. Sypnął się grad strzał i kamieni, ale te tylko rozdrażniły entów. Dowódca leśnej armii zagniewał się bardzo, krzyknął głośno swoje „hum, hum!” i kilkunastu entów natychmiast rozniosło przeszkodę. Za ten czas inni już rozwalali mury. Gdy przepuszczono szturm, reszta załogi kryjąca się w twierdzy zaczęła umykać wybitymi w murze dziurami. Ludzi entowie puszczali z życiem, po dokładnym przepytaniu, ale z orków niewiele ocalało. Saruman, który w czasie ataku był najwyraźniej przy bramie, umknął w popłochu. Początkowo nikt go nie spostrzegł, ale noc się rozpogodziła i wtedy Żwawiec krzyknął: „Morderca drzew! Morderca drzew!” Pędem rzucił się za nim, ale uciekający dopadł schodów Orthanku w ostatniej chwili. Trzasnął drzwiami przed nosem Żwawca i natychmiast uruchomił swoje przebiegłe machiny- buchnęły płomienie i cuchnące dymy, szyby zionęły ogniem, a wielu entów doznało ciężkich oparzeń. Brzozowiec spłonął jak pochodnia...
Enty rozgniewały się nie na żarty. Tłumy naparły na Orthank, ale wieża była nie uległa. Wtedy Drzewiec wystąpił na środek i krzyknął, ale z wieży dobiegł go przeraźliwy śmiech. Enty zgromadziły się wokół swego przywódcy, który przedkładał im swoje plany. Rozstawiono czaty wokół wieży, inni zaś odeszli ku północy. Hobbici bez celu kręcili się po dolinie jeszcze następnego dnia. Entowie i huornowie kopali ogromne jamy i doły, budowali zbiorniki i tamy, łączyli wody rzeki Iseny i innych potoków. Pod wieczór wrócił Drzewiec i ostrzegł ich, by na siebie uważali, bo mają zamiar zalać Isengard. Wtedy nadjechał Gandalf na swym rumaku. Pippin słowa nie mógł wykrztusić, ale Gandalf nie wydawał się nawet zdziwiony z widoku dwóch hobbitów w otoczeniu entów. Poszedł porozmawiać z Drzewcem i dopiero potem zamienił kilka słów z przyjaciółmi.
Pippin i Merry położyli się spać na skalnym usypisku. Wszystko spowijały mgły. Setki huornów śpieszyło na pomoc Rohirrmom. Gdy księżyc zniżył się nad góry na zachodzie, kotlinę zaczęła wypełniać woda. Isengard zamienił się w olbrzymią, płaską misę, dymiącą i bulgocącą. Opary skupiały się i unosiły na kształt olbrzymiego parasola z chmur, sterczącego ponad milę nad ziemią.
Hobbici wspomnieli jeszcze odwiedziny Smoczego Języka. Przyjechał on tego dnia nad ranem. Nie mógł uwierzyć własnym oczom w to, co zobaczył. Już chciał uciekać, ale z konia zsadził go Drzewiec. Zaczął się bronić, że miał poselstwo do Sarumana, ale Drzewiec wiedział, kim jest naprawdę, bo uprzedził go Gandalf. Kazał mu iść do Czarodzieja- zgodnie ze słowami Gandalfa- by zamknąć wszystkie szczury w jednej pułapce. Tak też się stało.
Tego dnia po południu zjawili się oni- Aragorn, Gimli, Legolas, król Rohanu, Gandalf i świta. Czekali na nich, gdyż o ich przyjeździe uprzedził ich Drzewiec. Aragorn, spoglądając na liście z Longbottom, zauważył ponuro, że prawdopodobnie szpiedzy Sarumana przebywają również w Shire. Obieżyświat obiecał o tym wspomnieć Gandalfowi, chociaż wydawało mu się, iż taka sprawa może być potraktowano przez Gandalfa jako błahostka... |
|
 |
kaliber10 |
Wysłany: Czw 17:07, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
Księga 3 rozdział 8
Droga do Isengardu
Nad Helmowym Potokiem znów spotkali się Gandalf i Théoden. Towarzyszyli im Aragorn, Legolas oraz Erkenbrand z Zachodniej Bruzdy. Dołączyli do nich także Gimli i Éomer. Krasnolud powalił swoim toporkiem 42 orków, wygrywając z Legolasem jednym przeciwnikiem. Król serdecznie przywitał się z Éomerem. Wszyscy pytali Gandalfa, skąd wziął się tajemniczy las, który niespodziewanie wyrósł na wzgórzu. Czarodziej odparł, że nie jest on jego dziełem- stworzyła go pradawna siła. Théoden wciąż nie wiedział, jakie jest rozwiązanie zagadki. Gandalf poradził mu, aby udał się wraz z nim do Isengardu, gdzie wszystko się wyjaśni. Władca Rohanu zgodził się. Postanowił zabrać ze sobą Éomera i przybocznych jeźdźców. Z Gandalfem pojechać zaś mieli Legolas i Gimli. Po południu odbyły się uroczystości pogrzebowe. Król sam rzucił pierwszą grudę ziemi na mogiłę wiernego wojownika Hamy.
Jeźdźcy ruszyli wieczorem. Las jak gdyby rozstąpił się przed nimi. Był ciemny, duszny i nieco straszny. Gimli bał się puszczy. Legolasowi jednak bardzo się ona podobała. Krasnolud z rozmarzeniem wspomniał piękne pieczary w Helmowym Jarze. Umówili się, że gdy wszystko się skończy, Legolas zwiedzi jaskinie, a Gimli obejrzy wraz z nim las Fangorn. Kiedy wyjechali spośród drzew, elf dostrzegł w mroku jakieś oczy. Chciał natychmiast pędzić z powrotem do lasu. Gandalf jednak nie pozwolił mu. W tym samym momencie z haszczy wynurzyły się trzy potężne, podobne do drzew postacie. Jeźdźcy bardzo zdumieli się na ten widok. Czarodziej wyjaśnił im, że to pasterze drzew, czyli entowie. Théoden był zaskoczony, bo słyszał o nich jedynie w baśniach.
Kiedy dotarli do brodu na Isenie, czekała ich nowa niespodzianka. Tam, gdzie jeszcze niedawno płynęła rzeka, zostało teraz tylko wyschnięte koryto. Od brodów do Isengardu prowadził gościniec. Dolina tonęła w ciemnościach. Z jej głębi bił w niebo słup dymu i pary. Ten widok bardzo zdziwił Aragorna. Éomer też był zaskoczony na widok zmian, jakie tu zaszły. Zwykle nad Isengardem unosiły się dymy. Teraz w niebo biły opary. Rozbili obóz nad Iseną. Nagle zauważyli, że zbliża się w ich stronę chmura cienia. Wokół wędrowców zgęstniała mgła. Po obu stronach obozu panowały nieprzeniknione ciemności. Słychać było szepty i pomruki. W końcu chmura przesunęła się i zniknęła. Tymczasem w rogatym Grodzie też słychać było w nocy hałasy. Jakież było ich zdumienie, gdy okazało się, że wszystkie trupy orków uniknęły. Nie było już także tajemniczego lasu. Poniżej szańca stanął kopiec kamieni. Domyślano się, że tam właśnie pochowano poległych orków. Miejsce to nazwano Wzgórzem Śmierci, bo nawet trawa nie chciała tam rosnąć.
O świcie rzeka powróciła do swego koryta. Król ruszył w dalsza drogę. Isengard bardzo się zmienił. Biała ręka wskazująca drogę była poplamiona jak gdyby skrzepłą krwią. Wszędzie unosiła się mgła. Przy drodze stała woda. Brama do twierdzy leżała strzaskana na ziemi. Wszędzie walały się kamienie i gruzy. Cały wewnętrzny krąg również był spustoszony. Pośrodku stało jezioro, z którego sterczała do góry wieża Orthanku. Nieopodal bramy widniało wielkie rumowisko, na którym siedziały dwie drobne osoby. Jedna z nich palił fajkę. Wokół stały talerze, miski i butelki. Nieznajomy podszedł do króla i przedstawił się. Powitał monarchę bardzo dwornie i oznajmił, że ma na imię Meriadok, a jego towarzysz zwie się Peregrin. Obaj byli odźwiernymi Isengardu. Merry poinformował także przybyłych, że Saruman jest w tym momencie zajęty rozmową ze Smoczym Językiem. Gandalf zapytał, czy to Saruman kazał im pilnować bramy. Merry odparł, że ten rozkaz otrzymał od Drzewca, który teraz wziął we władanie Isengard. Gimli poczuł się urażony, że hobbici się z nim nie przywitali. Podczas, gdy on ryzykował życie gnając im na ratunek, oni ucztowali i palili fajkę. Pippin stwierdził, że to wszystko łupy wywalczone w boju. Krasnoludowi trudno było w to uwierzyć. Théoden był bardzo rad ze spotkania z hobbitami, o których tyle słyszał. Zdziwiło go też, że niziołki puszczają ustami dym. Merry pośpieszył z wyjaśnieniami. Już miał opowiedzieć całą historię fajkowego ziela, kiedy przerwał mu Gandalf. Zapytał, gdzie jest Drzewiec. Hobbit oświadczył, że ent czeka na nich pod północną ścianą. Czarodziej i Théoden udali się więc na spotkanie z nowym władcą Sarumanowej dziedziny. |
|
 |