Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kaliber10
Administrator
Dołączył: 09 Paź 2006 Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: klasa 2b
|
Wysłany: Czw 16:58, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Księga 2 rozdział 4
Wędrówka w ciemnościach
Wyczerpana, nieudaną próbą sforsowania przełęczy Caradhrasu, Drużyna zatrzymuje się na odpoczynek. Gandalf przypomina, że mimo chwilowej porażki cel wyprawy pozostał, podobnie jak jeszcze jedna droga, którą trzeba wykorzystać... kopalnie Morii. Budzi ona jednak duże obawy – nikt nie przebywał tam od lat, a przeżycia których doświadczyli Gandalf i Aragorn budzą grozę... Nie wiadomo też czy wciąż mieszkają tam krasnoludy pod wodzą Balina... Pojawia się wiele niewiadomych, ale tak naprawdę alternatywą dla tej drogi pozostaje jedynie odwrót do Rivendell, a tego nikt nie pragnie...
Odpoczynek przerywa nagle Aragorn. Ten niezwykły odgłos wyjącego wichru to tak naprawdę wycie wargów, które nadciągnęły od zachodu, a to może oznaczać tylko jedno – pościg już jest na tropie Drużyny Pierścienia! I tak jest w istocie – obozowisko Drużyny szybko zostaje otoczone przez wilki, które tylko czekają na dogodną chwilę by zaatakować. Pierwszy atak zostaje jednak odparty dzięki Legolasowi, który zabija przywódcę wargów strzałem z łuku, ale to nie koniec. Kolejny jest dużo bardziej gwałtowny i niebezpieczny – wilków wciąż przybywa i obrona wydaje się beznadziejna do czasu, gdy Gandalf rzuca zaklęcie Naur an edraith ammen! Naur dan i ngaurhoth!, które zapala wszystko wokół i skutecznie odstrasza bestie...
Drużyna z trudem odnajduje właściwą drogę i wychodzi z Hollinu, którego granicę znaczą pnie ostrokrzewów... Gandalf poleca odprawić kucyka (Billego), co przychodzi Samowi z wielkim żalem, a sam udaje się na poszukiwania ukrytych drzwi Morii. Poszukiwania z pozoru nic nie dają, ale gdy na skalną ścianę pada światło księżyca, oczom wszystkich ukazują się srebrzyste zarysy godła Durina, drzew Elfów Wysokiego Rodu i gwiazdy Feanora. Napis na wrotach głosi: „Drzwi Durina, Władcy Morii. Powiedz przyjacielu i wejdź”, co oznacza, że aby je otworzyć potrzeba hasła, a tego... Gandalf nie zna. Próbuje wielu znanych haseł, lecz drzwi pozostają zamknięte... Boromir tymczasem nieopatrznie rzuca kamień w wody jeziora u stóp Drzwi Durina, co budzi we Frodzie wiele złych przeczuć... Gandalf uświadamia sobie wreszcie, że hasło ma cały czas przed oczami. Gdy wypowiada Mellon, czyli słowo „przyjaciel” w języku elfów, Moria staje przed nim otworem. Nagle z jeziora wypełza macka i chwyta Froda za nogę – Drużyna ratuje Powiernika Pierścienia, ale potwór skutecznie blokuje drogę odwrotu. Drzwi Morii od strony Hollinu zostają zawalone drzewami i kamieniami... Gandalf mówi, że droga przez Morię zajmie trzy lub cztery dni i ostrzega przed piciem wody, którą spotkają po drodze...
Tymczasem Frodo zauważa, że po ranie na Wichrowym Czubie jego zmysły się wyostrzyły i całkiem dobrze widzi w ciemnościach Morii. Dodatkowo niesiony Pierścień coraz bardziej zaczyna ciążyć... Czy dzieje się z nim coś złego? Droga przez Morię przebiega w zupełnej ciszy. Czasem słychać tylko szum podziemnych strumieni, a jednak Frodowi zdaje się, że słyszy coś jeszcze – odgłos bosych stóp podążających ich śladem. Tymczasem Gandalf gubi drogę i wędrowcy mają okazję do odpoczynku – z głównego korytarza schodzą do sali obok, gdzie znajdują otwór głębokiej studni. Pippin wrzuca kamień do środka, co bardzo gniewa czarodzieja. Po niespokojnie spędzonej nocy Drużyna rusza dalej i dociera do mieszkalnej części Morii. Gimli śpiewa pieśń krasnoludzką o czasach świetności Khazad-dum, a Gandalf zdradza, iż największym skarbem nie były zgromadzone tu niegdyś klejnoty, lecz niezwykle bogate złoża szlachetnego mithrilu, kruszcu cenniejszego niż złoto. Po kolejnym odpoczynku kompania rusza w kierunku Wielkiej Bramy, która – jak sądzi Gandalf – powinna znajdować się nie dalej niż dzień drogi. W drodze dostrzegają w jednym z korytarze blade światło i postanawiają skierować się właśnie tam. Promień pada na stół znajdujący się na środku sali. Gdy Drużyna Pierścienia podchodzi bliżej okazuje się, że znaleźli grobowiec. To grobowiec Balina, ostatniego władcy Morii...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
kaliber10
Administrator
Dołączył: 09 Paź 2006 Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: klasa 2b
|
Wysłany: Czw 16:58, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Księga 2 rozdział 5
Most w Khazad-dum
Wstrząśnięta Drużyna Pierścienia spogląda na grób ostatniego krasnoludzkiego władcy Morii. Co spotkało jego i przybyłych do Khazad-dum krasnoludów? Odpowiedź na to pytanie daje zniszczona księga, którą znajduje Gandalf. To stara kronika krasnoludzka opisująca dzieje plemienia Balina od przybycia przed trzydziestu laty do Khazad-dum. Opisuje ona dokładnie krótkie (niespełna kilkuletnie) i tragiczne dzieje kolonii kransnoludzkiej oraz losy Balina zabitego strzałą orka nad Jeziorem Zwierciadlanym.
Ale czas, który Gandalf poświęcił na przestudiowanie księgi trudno uznać za zmarnowany. Teraz już wie, że znajdują się w Sali Kronik – Mazarbul i który korytarz wybrać, by wydostać się z Morii...
A jednak nie będzie to takie proste. Nagle rozlegają się głosy bębnów i rogów oraz grzmot setek maszerujących stóp. To orkowie! Drużyna znalazła się w pułapce tak samo jak przed laty osaczeni w tym samym miejscu kransnoludowie. Gandalf wychyla się na chwilę wypuszczając ognistą błyskawicę – w ich stronę zmierzają orkowie i olbrzymi jaskiniowy troll. Nowi obrońcy Mazarbul walczą dzielnie, ale ogromny zakuty w czarną zbroję ork zanim ginie z ręki Aragorna przekłuwa dzidą Froda. Śmiertelnie rannego hobbita bierze na ręce Obieżyświat, a cała Drużyna korzystając z okazji wymyka się bocznym korytarzem. Frodo jednak żyje – miał przecież na sobie kolczugę z mithrilu!
Tymczasem po chwilowej nieobecności do Drużyny powraca Gandalf. Spotkał jakiegoś potężnego, równego sobie przeciwnika i wydaje się być niezwykle wyczerpany. Uciekający widzą przed sobą dziwny ogień, o którym orkowie mówili ghash. Brama Morii jest tuż tuż, ale trzeba przebiec jeszcze wąski most Khazad-dum. Grad strzał spada na uciekających, lecz na ich drodze czai się coś jeszcze gorszego. Nawet Gandalf wydaje się być przerażony, gdy mówi o Balrogu – przeciwniku, któremu jedynie on może stawić czoło.
Gandalf osiąga swój cel. Balrog spada w otchłań Morii, ale w ostatniej chwili jego ognisty bicz owija się wokół nóg Czarodzieja. Gandalf krzyczy jeszcze: Uciekajcie, szaleńcy! po czym spada w otchłań w ślad za potworem... Drużyna jest wstrząśnieta... Pierwszy z osłupienia budzi się Aragorn, który wskazuje drogę ucieczki. Przy Wielkiej Bramie kryją się jeszcze orkowie, ale Aragorn zabija ich dowódcę i pozostali strażnicy uciekają bez walki.
Drużyna przebiega wrota i znajduje się w Dolinie Dimrilla... Dopiero teraz do wszystkich dociera to, że właśnie byli świadkami śmierci Gandalfa. Nadchodzi czas rozpaczy...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
kaliber10
Administrator
Dołączył: 09 Paź 2006 Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: klasa 2b
|
Wysłany: Czw 16:59, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Księga 2 rozdział 6
Lothlórien
Aragorn w geście pożegnalnym zasalutował mieczem ku pamięci Gandalfa cytując swoje własne słowa: „Czyż ci nie powiedziałem: Jeżeli przestąpisz próg Morii, strzeż się !”Następnie wracając myślą do Drużyny dodał im otuchy słowami jednocześnie ponaglając do szybkiego marszu. Z miejsca, w którym się znajdowali był doskonale widoczny wydłużony staw – Jezioro Zwierciadlane, głębia Kheled – zaram. Drużyna zaczęła schodzić drogą spod bramy, prowadzącą do łąki na jeziorem oznaczoną samotnym głazem o płasko ściętym wierzchołku – był to Kamień Durina. Z miejsca położenia tego głazu Durin po raz pierwszy spojrzał w odmęty jeziora. Gimli, Frodo i Sam zbiegają w głąb doliny, aby podziwiać piękno Zwierciadła. Po powrocie Aragorn oznajmił Drużynie kierunek dalszego marszu – Lasy Lothlórien!
Rozpoczynając marsz, Legolas spostrzegł, iż Sam i Frodo odstają znaczną odległością od pochodu. Alarmując Aragorna, wszyscy ocknąwszy się z własnych przemyśleń przypomnieli sobie o rannych! Aragorn z Boromirem ponieśli obu ku pobliskiej polance. Po opatrzeniu rozciętej głowy Sama, przyszła kolej na pomoc medyczną Frodowi, lecz Obieżyświat spotkał się ze stanowczym sprzeciwem rannego. Oglądając cudem żyjącego hobbita spostrzegł to, czego nigdy by się nie spodziewał….Frodo był ubrany w kolczugę z najwspanialszego kruszcu – mithrilu! Hobbit z całej walki z trollem wyniósł jedynie ogromnego sińca i kilka zadrapań.
Posiliwszy się Drużyna ruszyła w dalszą drogę. Zapadła głęboka noc. Frodo maszerując wraz z Gimlim jako ostatni, po raz pierwszy od wyjścia z Morii zauważa migotliwe światełka jakoby oczu – oczu Golluma. Ich cichą wędrówkę zakończył donośny okrzyk Legolasa: „Lothlórien! Lothlórien! Dotarliśmy na skraj Złotego Lasu!”.
Uradowani Legolas i Aragorna udzielają informacji reszcie Drużyny na temat Złotego Lasu, i przekonują sceptycznie nastawionego krasnoluda o dobru i piękności krainy, a następnie rozpoczynają drugą część swojej wędrówki po wyjściu z Khazad - dum, wkraczając do lasów. Szukając noclegu i schronienia przed ewentualnym pościgiem orków, Legolas wspina się na mallorn – olbrzymie drzewo osypane na wiosnę żółtym kwieciem. Niespodziewanie z korony mallorna odzywa się donośny rozkazujący krzyk: „Daro!”. Legolas błyskawicznie znalazł się powrotem na ziemi, szepcząc towarzyszom ostrzegawcze słowa: „Stójcie! Nie ruszać się i nie odzywać!” Zadarł głowę do góry wdając się w konwersacje z elfami „lokatorami” drzewa. Elfami okazali się Rumil, Orophin oraz Haldir, będący jednocześnie dowódcą „straży granicznej” Lothlórien. Frodo wraz z Legolasem zastają zaproszeni na taras znajdujący się w koronie. Po krótkim zapoznaniu Elfowie udzielili noclegu całej Drużynie. W nocy „ migotliwe światełka” zaalarmowały strażników, lecz nie odważyli się oni na walkę nie wiedząc, z kim lub, z czym mają do czynienia. Rankiem drużyna wraz z Haldirem przeprawiając się przez Celebrant, wyruszyła do stolicy Złotego Lasu.
Gdy doszli do części Lorien zwanej Naith, czyli Klin Haldir rozkazał zawiązać oczy Gimliemu, lecz ten nie chcąc ugiąć się do tego polecenia rozstawił szeroko nogi, a renie oparł na toporze. Ostatecznie, aby to wyróżnienie nie było przykre dla krasnoluda, oczy całej kompani zostały zawiązane. Cały dzień Drużyna spędziła w marszu, aż owionął ich chłód wieczoru. Zatrzymali się wówczas na odpoczynek bez lęku przespali noc na ziemi. Rankiem ruszając w dalszą drogę Frodo uświadomił sobie, iż wyszli z lasu na pełne słońce. Nagle otoczył ich gwar elfich głosów. Był to duży oddział Elfów dążących ku północnej granicy.
Haldir rozmawiając z przybyłymi odebrał rozkaz od władcy i królowej Galadrimów, pozwalający na zdjęcie opasek z oczu Drużynie. Uradowana z zaistniałej sytuacji kompania zaczęła się żywo rozglądać po okolicy. Przed nimi było widoczne wzgórze – Cerin Amroth, serce dawnego królestwa, które istniało tam przed wiekami. Wszyscy legli na pachnącej murawie podziwiając piękno tego jakże cudownego w swej prostocie i niesamowitego w swych barwach kraju. Wszędzie kwitły kwiaty: elanor i niphredil. Haldir zaproponował im wspinaczkę na Cerin Amroth, na co hobbici od razu przystali. Stamtąd na wszystkie strony świata rozciągał się piękny widok: na południu widoczny był pagórek uwieńczony mnóstwem ogromnych drzew, na wschodzie kraj spływał łagodnie ku srebrzystej wstędze Anduiny, lecz za Wielką Rzeką rozciągała się pustynna płaszczyzna, kończąca się na dalekim widnokręgu czarną, posępna ścianą. Haldir poinformował hobbitów, iż ta jałowa pustynia kończąca się czernią to ostęp Mrocznej Puszczy, w której środku na kamiennym wzgórzu stoi Dol Guldur…siedziba złych mocy. Po czym odwrócił się i zbiegł ze wzgórza.
Frodo powoli idąc w ślad towarzyszy spotkał po drodze Aragorna trzymającego żółty pąk elanor. Był zamyślony a oczy jego promieniowały blaskiem. Frodo zrozumiał, że Aragorn widzi to, co wydarzyło się niegdyś na tym miejscu. Zapatrzony Elessar nagle głośno przemówił w języku elfów: „Arwen vanimelda, namarie!”. Ocknąwszy się z zadumy uśmiechnął się do Froda, i spokojnym głosem jakby tłumacząc swoje zamyślenia rzekł: „ Tu jest serce królestwa elfów na ziemi. Tu także zawsze przebywa moje serce.” Po czym wziął hobbita za rękę i razem zeszli do podnóża Cerin Amroth. Nigdy za życia nie mieli już tu powrócić...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
kaliber10
Administrator
Dołączył: 09 Paź 2006 Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: klasa 2b
|
Wysłany: Czw 16:59, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Księga 2 rozdział 7
Zwierciadło Galadrieli
Zapadła noc i wkrótce potem elfy rozpaliły swoje srebrne latarnie prowadząc zmęczoną Drużynę Pierścienia przez gęstwiny lasu Lothlorien. Nagle znów wyszli na otwartą przestrzeń. Mieli przed sobą szeroki, bezdrzewny pas ziemi wygięty koliście i sięgający dwoma ramionami w dal. Za leżącą nieopodal fosą piętrzył się zielony mur otaczający wzgórze z rosnącymi na nim mallornami- największymi w całym kraju. W ich wielopiętrowych koronach igrały niezliczone światełka w najróżniejszych kolorach. Haldir wyjaśnił: „Oto stolica Galadrimów, siedziba władcy Lorien, Keleborna, i pani Galadrieli.” Drużyna Pierścienia wkroczyła do Karas Galadhon.
Ponieważ od północy nie było bramy, przybysze skierowali się na południe wzgórza. Droga była dość długa, gdyż gród Galadrimów był ogromny. Blisko fosy biegła droga murowana białym kamieniem, idąc którą Frodo i towarzysze dotarli od zachodu do białego mostu. Przeszli przez wielką bramę, zwróconą na południo-zachód, która otwarła się bezszelestnie, bez pomocy straży, na hasło Haldira. Gdy wrota zamknęły się za nimi, wędrowcy znaleźli się w niskim korytarzu, który otwierał się na Gród Drzew. Wokół nie było widać nikogo... tylko z góry dobiegał gwar głosów. Gdzieś daleko na szczycie rozbrzmiewał śpiew.
Szli ścieżkami, wspinali się po wielu schodach, a gdy osiągnęli już znaczną wysokość, zobaczyli pośrodku rozległego trawnika migocące źródło oświetlone srebrnymi latarniami. U południowego krańca trawnika rosło największe ze wszystkich drzew- potężny gładki pień połyskiwał ciemnym srebrem, wystrzeliwał w górę jak wieża i wysoko nad ziemią rozpościerał pierwsze konary. Obok stała szeroka drabina, a u jej stóp siedziało trzech elfów ubranych w zbroje z długimi białym płaszczami. Na widok nadchodzących gości, jeden z wartowników zadął w mały róg i na jego czysty głos odpowiedziano z góry trzema podobnymi nutami. Haldir pierwszy chwycił za drabinę, za nim Frodo i Legolas, a reszta poszła w ich ślady w dowolnym porządku.
Frodo, pnąc się w górę, widział po drodze mnóstwo talanów. Wreszcie zatrzymał się bardzo wysoko na talanie tak ogromnym jak pokład okrętu- gotowym służyć za pałac ludziom na ziemi. Wszedł za Haldirem do owalnej sali, której środek przebijał potężny pień mallorna. Wnętrze wypełniało łagodne światło, a pod środkowym filarem, na dwóch fotelach z baldachimem z żywych gałęzi siedzieli tuż obok siebie Keleborn i Galadriela. Oboje byli poważni i piękni, nosili śnieżnobiałe szaty, emanowali wiedzą i doświadczeniem. Keleborn miał długie, jasne, srebrzyste włosy, jego pani zaś ciemnozłote. Otaczała ich liczna gromada elfów. Gdy Haldir wprowadził Froda, władca pozdrowił gościa w jego ojczystym języku. Każdego kolejno wchodzącego członka Drużyny Pierścienia witał uprzejmie po imieniu.
Gdy zakończono powitania, Keleborn zapytał, dlaczego widzi przed sobą tylko ośmiu członków Drużyny Pierścienia, podczas gdy miało ich być dziewięciu. Odpowiedzi udzieliła Galadriela- Rada z Rivendell nie zmieniła postanowienia. Poprosiła więc, aby wyjawić jej los Gandalfa Szarego. Aragorn przypomniał ich tragedię w ciemnościach Morii. Elfy z okrutnym żalem i rozpaczą przyjęły tą złą nowinę. Obieżyświat, na prośbę Keleborna, opowiedział wszystko ze szczegółami. Gdy skończył swą historię, władca Lothlorien wspomniał nierozwagę krasnoludów i poddał wątpliwości drogę obraną przez Gandalfa. Galadriela przerwała mu jednak- broniąc tak decyzji Czarodzieja, jak i dawnej piękności podziemnego królestwa Khazad-dum. Pocieszony Gimli nazwał Lothlorien jeszcze piękniejszym, a Galadrielę klejnotem cenniejszym nad wszystkie skarby ziemi. Po chwili znów odezwała się Pani Galadrimów ostrzegając Drużynę, iż ich misja waży się na ostrzu sztyletu, a jeżeli zboczą choćby o włos, cała misja lec może w gruzach. Następnie zwróciła swoje przenikliwe spojrzenie na każdego z nich, zdając się zaglądać w ich serca. Wreszcie elfy życzyły im dobrej nocy i przyjaciele udali się na spoczynek- ku wielkiemu zadowoleniu hobbitów- na ziemi. Galadrimowie rozpostarli dla nich namiot wśród drzew nieopodal źródła. Rozmowa jednak się nie kleiła- każdy czuł, że został poddany próbie- że zaoferowano mu wybór między ciemnością w podróży, a czymś innym, pożądanym gorąco.
Spędzili w Lothlorien kilka dni. Przez cały czas słońce świeciło jasno, choć czasami zdarzały się przelotne, ciepłe deszcze. Powietrze było chłodne i łagodne. Mieli wrażenie, że nie robią nic, tylko jedzą, piją, odpoczywają i przechadzają się wśród drzew. Wystarczało im to w zupełności. Keleborna i Galadrieli już nie widywali, z Galadrimami raczej nie mieli jak rozmawiać, gdyż niewielu z nich znało ich język. Elfowie układali treny żałobne o śmierci Gandalfa. Frodo jako pierwszy w Drużynie spróbował jak umiał wyrazić w słowach swój smutek, układając wiersz żałobny o Mithrandirze.
Pewnego wieczoru Frodo i Sam spacerowali w przedwieczornym chłodzie, wspominając Gandalfa i wymieniając swoje spostrzeżenia o elfach z Lorien. Nagle zjawiła się przed nimi Galadriela, smukła, biała; która gestem wezwała ich do siebie i zaprowadziła ku południowym stokom wzgórza Karas Galadhon. Przez wysoki zielony żywopłot weszli do ukrytego wewnątrz ogrodu. Nie było tu drzew, leżał pod otwartym niebem. W ogrodzie, na podstawie wyrzeźbionej na kształt korony drzewa, stała srebrna misa, wielka, płytka; a obok niej srebrny dzban. Pani Galadrimów nalała do misy wodę z potoku i wyjaśniła, że jest to Zwierciadło Galadrieli i że przyprowadziła ich do niego, aby spojrzeli weń, jeśli mają ochotę. Zwierciadło mogło na rozkaz objawiać różne rzeczy, lub pokazywać to, co spoglądający pragnęli zobaczyć. Albo też, pozostawione sobie, ukazać inne wizje- pouczające, niezwykłe lub nieprzewidziane.
Pierwszy nad wodnym lustrem nachylił się Samwise. Wpierw zobaczył tylko gwiazdy, ale po chwili pojawiła się wizja Froda z pobladłą twarzą, leżącego we śnie pod ogromnym, ponurym urwiskiem. Potem zobaczył siebie samego w mrocznym tunelu, pnącego się w górę po niezliczonych stopniach. Wreszcie ujrzał rodzinny Shire- padające drzewa, znikający młyn i zjawiający się w jego miejscu budynek z czerwonej cegły i wielkim kominem; rozkopaną uliczkę i Dziadunia opuszczającego Pagórek, pchającego taczkę z całym swym dobytkiem. W Samie wezbrał gniew i nagle bardzo zapragnął wrócić do domu. Galadriela przypomniała mu jednak, iż nie może wracać sam jeden, a wizja pokazana przez zwierciadło nie musi się ziścić. Hobbit podjął mężną decyzję, iż wróci do domu drogą okrężną- z Frodem albo w ogóle.
W końcu Frodo zaglądnął do zwierciadła. Wpierw ujrzał krajobraz w półmroku- ponure góry na tle bladego nieba, długą szarą drogę i idącą po niej małą postać, przypominającą mu Gandalfa. Zanim jednak Powiernik Pierścienia zdążył krzyknąć, zorientował się, że nieznajomy ubrany jest w biel a nie w szarość, w ręku zaś trzyma białą różdżkę. Postać szła ze spuszczoną głową, twarzy nie można było dostrzec. Po chwili zniknęła. Na krótko Frodo dostrzegł Bilba niespokojnie biegającego tam i z powrotem po izdebce. Po tej wizji nastąpił ciąg scen, które, jak domyślał się hobbit, były fragmentami wielkiej historii. Wreszcie rozpoznał morze opętane burzą, a na tle zachodzącego krwawo słońca dostrzegł sylwetkę smukłego statku z poszarpanymi żaglami płynącego na zachód. Zobaczył szeroką rzekę i ludne miasto, później- białą, siedmiowieżową twierdzę z godłem białego drzewa. Nagle wszystko zniknęło i Frodo z westchnieniem już odsuwał się do tyłu, gdy niespodziewanie zwierciadło powlokło się nieprzeniknioną ciemnością- niczym pustka. W ciemnej czeluści ukazało się Oko, które rosło z każdą sekundą niemal wypełniając misę. Frodo nie mógł zdobyć się nawet na krzyk ani oderwać wzroku. Czujne i skupione poszukiwało go, a jego źrenica otwierała się w nicość. Pierścień Jedyny, zawieszony na łańcuszku, zaciążył mu jak ogromny kamień i pociągnął jego głowę w dół. Galadriela ostrzegła go, by nie dotykał wody i wizja nagle rozwiała się.
Pani Galadrimów oświadczyła, iż wie, co zobaczył- że Czarny Władca ukazał się również jej myślom i że przenika jego zmysły w kwestiach elfów. Nie wie on, iż w Lothlorien przechowywany jest jeden z Trzech Pierścieni- Nenya, Diament. Galadriela przestrzega, iż wraz z końcem Jedynego skończy się władza Nenyi, a fala czasu zaleje i porwie Lothlorien. Na pytanie Froda, czego pragnie, odpowiedziała, iż elfy gotowe są wyrzec się wszystkiego niż poddać Sauronowi. Powiernik, ceniąc jej mądrość, piękność i odwagę, zaproponował, aby to ona przyjęła Jedyny. Pani Galadrimów otwarła swe serce i przyznała, iż gorąco pragnęła, by jej go ofiarowano; że od wielu lat czekała tej chwili- aż na miejscu Czarnego Władcy stanie królowa- piękna i straszna jak świt i noc; którą wszyscy kochaliby z rozpaczą. Podniosła ręce i od Pierścienia strzelił jasny blask, który rozświetlił jej postać. Wydała się nagle wysoka, piękna, straszna i godna czci. Gdy opuściła ręce, światło przygasło, Galadriela skurczyła się, zmalała i wróciła do swej dawnej postaci. Pani Lothlorien wyrzekła się wielkości, wybrała odejście na zachód i pozostanie Galadrielą- wytrzymała próbę.
Po chwili milczenia Pani Złotego Lasu zachęciła ich, aby już wracali, skoro dokonano wyboru. Zanim jednak to uczynili, Frodo zadał jej pytanie- dlaczego jako Powiernik Pierścienia Jedynego nie może zobaczyć innych Pierścieni i poznać myśli tych, którzy je noszą. Odparła, iż dlatego, że nigdy nie próbował i przestrzegła, by nigdy tego nie robił, gdyż Pierścienie dają władzę nad miarę sił swego właściciela. Dodała jednak, że i tak nosząc trzykrotnie Jedyny na swym palcu zyskał bystrość wzroku i zobaczył Nenyę. Sam przyznał, iż widział tylko gwiazdę święcącą poprzez jej palce. Dodał też, iż wolałby, aby to ona wzięła Pierścień i przywróciła porządek w Śródziemiu, na co Pani Galadrimów odpowiedziała, że tak byłoby z początku, ale niestety na tym by się nie skończyło...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
kaliber10
Administrator
Dołączył: 09 Paź 2006 Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: klasa 2b
|
Wysłany: Czw 17:00, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Księga 2 rozdział 8
Pożegnanie z Lórien
Wieczorem drużyna Pierścienia spotkała się ponownie z Galadrielą i Kelebornem. Władca Elfów mówił o nadchodzącym niechybnie rozstaniu. Powiedział, że nadszedł czas, aby rozstrzygnąć, czy iść dalej na spotkanie niebezpieczeństwa, czy też zostać i czekać na swoje przeznaczenie. Ośmioro towarzyszy postanowiło iść dalej. Zaczęto się zastanawiać, jaką drogę należy obrać. Boromir podążał do rodzinnego Minas Tirith i pragnął, aby cała drużyna udała się tam wraz z nim. Aragorn był niezdecydowany. Keleborn zaproponował, żeby popłynąć łodziami wzdłuż rzeki- to opóźniłoby trudny moment wyboru dalszej drogi. Obieżyświat czuł ogromną wdzięczność- chciał jak najbardziej opóźnić tą chwilę.
Ostatniej nocy w Lorien drużyna odbyła naradę. Większość wolała udać się najpierw do Minas Tirith. Aragorn jednak wciąż się wahał. Chciał koniecznie walczyć u boku Boromira z Nieprzyjacielem w otwartym starciu. Czuł się jednak odpowiedzialny z los Powiernika Pierścienia. Boromir zaś nieustannie nalegał, żeby Frodo udał się wraz z nim do stolicy Gondoru. Uważał, że szaleństwem jest iść do Mordoru bez wielkiej armii u boku. Froda zaniepokoiło dziwne spojrzenie syna Denethora i był pewien, że ma on na myśli coś, czego nie chce wyjawić.
Rano drużyna zabrała się do pakowania. Elfy ofiarowały im prowiant na drogę. Składał się on głównie z lembasów- cienkich, niezwykle pożywnych sucharów. Każdy dostał także płaszcz z lekkiego materiału o dziwnym kolorze- dostosowywał on swoją barwę do otoczenia. Wszystkie płaszcze były spięte klamrą w kształcie zielonego liścia. Utkała je sama Galadriela.
Po śniadaniu drużyna ruszyła w drogę. Za przewodnika służył im elf Haldir, który właśnie wrócił z północnej granicy. W końcu wyszli z lasu na otartą przestrzeń. Znaleźli się na łące, która wchodziła pomiędzy Srebrną Żyłę i Wielką Rzekę. Na brzegu przycumowane były małe, szare łodzie. Wędrowcy otrzymali do nich także zwoje lin- wiotkie, lecz bardzo mocne. Sam bardzo się ucieszył z tego prezentu. Do pierwszej łodzi wsiadł Aragorn, Frodo i Sam. W drugiej zasiedli Boromir, Merry i Pippin. W ostatniej znaleźli się Legolas i Gimli. Kiedy wszystko już było gotowe, łodzie odbiły od brzegu. Kiedy tak płynęli z nurtem rzeki, zobaczyli płynącą na ich spotkanie łódź elfów w kształcie łabędzia. Na środku siedział Keleborn, obok zaś stała Galadriela, która śpiewała smutną pieśń. Władca elfów chciał jeszcze raz pożegnać się z gośćmi. Wszystkie łodzie skierowały się z powrotem do przystani. Tam miała miejsce pożegnalna uczta.
Keleborn udzielił drużynie ostatnich rad i wskazówek- ostrzegł ich przede wszystkim przed zapuszczaniem się do lasu Fangorn. Galadriela napełniła puchar białym miodem i powiedziała, że czas spełnić pożegnalny puchar. Podała go każdemu i życzyła szczęśliwej drogi. Następnie wręczyła wędrowcom drogocenne dary. Aragorn otrzymał pochwę dla swojego miecza i jasnozielony kamień oprawiony w srebrnej broszy. Boromir dostał pas ze złota. Merry’emu i Pippinowi podarowała małe srebrne pasy ze złotymi kwiatami zamiast klamer. Legolas dostał nowy łuk, mocniejszy niż ten z Mrocznej Puszczy. Sam otrzymał skrzynkę z ziemią z sadu Galadrieli z nasieniem mallorna. Gimli, zapytany czego pragnie, poprosił o pukiel włosów Pani Elfów. Galadriela przystała na jego, zuchwałą według elfów, prośbę. Frodo, Powiernik Pierścienia, otrzymał kryształowy flakonik z wodą z jej źródła.
Drużyna pożegnała się z elfami i ruszyła w drogę. Odpływając słyszeli jeszcze cudowny śpiew i widzieli postać Galadrieli stojącej na brzegu. Wszyscy z żalem opuszczali Lorien. Gimli był szczególnie poruszony. Łodzie z nurtem rzeki kierowały się na południe, na spotkanie przeznaczenia. Frodo przez jakiś czas wsłuchiwał się w odgłosy rzeki. W końcu zasnął niespokojnym snem...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
kaliber10
Administrator
Dołączył: 09 Paź 2006 Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: klasa 2b
|
Wysłany: Czw 17:00, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Księga 2 rozdział 9
Wielka Rzeka
Nastał świt. Sam obudził Froda, który spał owinięty w pled pod wysokim drzewem, w zacisznym kącie lasu na zachodnim brzegu Wielkiej Rzeki- Anduiny. Gimli krzątał się nieopodal przy ognisku. Drużyna Pierścienia wyruszyła dalej, nim jeszcze dzień zajaśniał w pełni. Większości towarzyszy wcale nie śpieszno było na południe- w duchu cieszyli się, że ostateczną decyzję którędy wędrować dalej będą musieli podjąć dopiero za kilka dni, gdy miną wodogrzmoty Rauros. Zdawali się na rzekę, nie przynaglali łodzi, gdyż nie pilno im było do czekających w drodze na szlakach niebezpieczeństw. Aragorn pozwalał łodziom dryfować z prądem, oszczędzając siły przyjaciół na później. Nalegał jedynie, aby co dzień ruszać o świcie i nie zatrzymywać się, aż do późnego wieczora. Obieżyświat czuł, że nie ma czasu do stracenia i obawiał się, że Sauron nie próżnował, gdy odpoczywali w Lórien.
Pierwszego ani drugiego dnia spływu Nieprzyjaciel nie dał znaku życia. Szare, monotonne godziny mijały bez wydarzeń. Pod koniec trzeciego dnia żeglugi krajobraz zaczął się zmieniać- drzewa zrzedły, a potem zniknęły zupełnie. Na wschodnim brzegu zobaczyli długi łańcuch bezkształtnych wzgórz, ciągnących się aż po widnokrąg- były zwiędłe, brunatne, jakby osmalone przez ogień- dotarli do Brunatnych Pól, ponurej krainy między południowym krańcem Mrocznej Puszczy a wzgórzami Emyn Muil. Nikt nie wiedział, jakie plagi czy też złośliwość Nieprzyjaciela, tak wyniszczyły te okolice. Od zachodu brzeg również był bezdrzewny, jednak raczej płaski i w wielu miejscach zielony od łąk. Od tej strony rzekę zarastał las bardzo wysokich trzcin, które zasłaniały podróżnym dalszy widok, a w których śpiewały chmary ptaków, m.in. czarnych łabędzi, które oczarowały Sama. Jednak Frodo stwierdził, iż kraj wydaje się pusty i smutny, podczas, gdy on zawsze myślał, że wędrując na południe spotyka się okolice coraz cieplejsze i weselsze, zostawiając zimę za sobą. Aragorn odparł, że jeszcze daleka droga dzieli ich od Zatoki Belfalas- i że tam jest rzeczywiście ciepło i wesoło, a przynajmniej byłoby tak, gdyby nie bliskość Nieprzyjaciela. A w obecnych czasach nikt już nie mieszkał nad rzeką ani też nie zapuszczał się na jej wybrzeża, i choć Anduina jest szeroka, strzały orków przelatują na drugi brzeg. Orkowie ponoć rozzuchwalili się do tego stopnia, że ryzykowali przeprawę przez rzekę, by napadać na Rohan. Na te słowa Sam nerwowo rozejrzał się po brzegach i zaczął szczerze żałować, że zniknęły drzewa, które niegdyś wydawały mu się tajemnicze i wrogie.
Przez następne dni wszyscy coraz wyraźniej odczuwali niebezpieczeństwo. Postanowili wiosłować od świtu do nocy, śpiesząc się naprzód. Wkrótce rzeka zaczęła rozlewać się szerzej i płyciej, na wschodnim brzegu pojawiły się pola kamieni, Brunatne Pola spiętrzyły się wyżej, a nad pustkowiem wył zimny wiatr ze wschodu. Od zachodniego brzegu łąki zmieniły się w wydmy porosłe zwiędłą trawą, przecięte pasmami trzęsawisk. Wszyscy błądzili myślami. Serce Legolasa wędrowało pod gwiazdami znad brzozowych lasów północy. Gimli rozmyślał nad najodpowiedniejszą oprawą dla podarku od Galadrieli. Merry i Pippin czuli się nieswojo, gdyż siedzący z nimi Boromir mruczał coś do siebie, miotał się w niepokojach i wątpliwościach, to znów chwytał wiosła i doganiał łódź Aragorna. Pippin zauważył dziwny błysk w jego oku, gdy ten wpatrywał się w Froda. Sam zaś siedział skurczony, nieszczęśliwy i nie miał nic do roboty. Czwartego dnia o wczesnym zmierzchu Sam spoglądał wstecz na płynące za nimi łodzie, morzył go sen i tęsknił do popasu- przez chwile zdawało mu się, że widzi coś niezwykłego, ale gdy przetarł oczy niczego już nie dostrzegł.
Tego wieczora rozbili obóz na niewielkiej wyspie pod zachodnim brzegiem. Sam zwierzył się Frodowi, że wydawało mu się, iż widział kłodę, która miała oczy. Gdy Frodo uznał to za mało wiarygodne, Sam dodał, iż owa „kłoda” prędko ich dogoniła i gdy zbliżyła się nieco ujrzał, że wcale nie jest kłodą, gdyż miała parę błyszczących oczu i wiosłowała błoniastymi łapami. Zanim oprzytomniał, zniknęła. Powiernik Pierścienia przypomniał sobie, że on także widział ową parę oczu za nimi, kiedy jeszcze wędrowali północnymi krajami ku Lórien, potem na pniu, gdy nocowali na drzewie po ucieczce z Morii. Wniosek był jeden- ich śladami podążał Gollum. Zgodnie z przypuszczeniami Froda, zapewne siedział przyczajony w Khazad-dum, skąd ruszył trop w trop za drużyną. Nie stracił śladu pomimo pobytu towarzyszy w Lórien, skrywając się zapewne w lasach nad Srebrną Żyłą i wypatrując ich, gdy wyruszali z przystani. Sam zaproponował jednak, aby nie alarmować od razu całej drużyny, tylko pełnić nocą straż.
W połowie nocy Sam zbudził Froda na zmianę warty. Przyjaciel opowiedział mu, że nic się nie działo, wydawało mu się tylko, że słyszy cichy plusk i szmer, jak gdyby ktoś niedaleko od nich pochlipywał. Ale nad rzeką w nocy słychać ponoć najdziwniejsze głosy. Sam położył się spać, a Frodo usiadł, owinął się kocem i rozpoczął nierówną walkę ze snem. Już miał zasnąć, gdy nagle dostrzegł niewyraźny kształt przemykający nieopodal łodzi i parę błyszczących oczu zaglądających do środka. Wtem postać odwróciła się ku wysepce i spojrzała wprost na Froda. Dzieliło go od tych ślepiów ledwie kilka kroków. Wyrwał Żądełko z pochwy, latarki oczu gwałtownie zgasły, hobbit usłyszał cichy syk, a cień dał susa w wodę. Aragorn obudził się. Frodo objaśnił mu, kto szedł ich śladami. Obieżyświat nie zdawał się zaskoczony. Wyznał, że próbował go już złapać nocą, ale Gollum okazał się chytrzejszy od lisa. Ponieważ niebezpieczny z niego towarzysz podróży, Strażnik postanowił, iż jutro przyśpieszą żeglugę.
Następnego dnia nie wypatrzyli ponownie Golluma i do końca podróży nikt go już nie zobaczył. Wszyscy wiosłowali ile sił, brzegi niemal migały im w oczach. Płynęli teraz przeważnie nocami i o zmroku, odpoczywając w dzień i starając się kryć, o ile pozwalał na to teren. Aż do siódmego dnia czas mijał im bez przygód. Po obu stronach rzeki krajobraz zaczął się szybko zmieniać- brzegi były wysokie i kamieniste, wpłynęli do kraju skalistego i górzystego- zbliżali się do krainy wzgórz Emyn Muil, południowego skraju Dzikich Krajów. Wokół mnóstwo było ptaków, które cały dzień krążyły w górze chmarami. O zachodzie słońca, gdy wędrowcy zwijali rozbity obóz, Aragorn dostrzegł ogromnego ptaka, który wpierw kołował nisko nad obozem, a potem z wolna odleciał w stronę południa. Legolas oznajmił, że to orzeł. Wszystkich zaciekawiła jego obecność- do gór było bowiem daleko.
Nadszedł ósmy dzień żeglugi- bezwietrzny i spokojny. Wieczorne niebo upstrzone było gwiazdami. Aragorn postanowił zaryzykować jeszcze jeden nocny spływ. Zbliżali się do tej części rzeki, której nie znał dobrze, jednakże, wg jego obliczeń, dzieliło ich jeszcze od niej wiele mil. Wcześniej jednak groziły im skały i kamienne wysepki pośród nurtu. Sam, płynący w pierwszej łodzi, pełnił straż, wpatrując się w mrok. Tuż przed północą krzyk Sama zaalarmował drużynę Pierścienia. Przed nimi majaczyły sylwetki skał, wyszczerzonych pośrodku nurtu niby rząd ostrych zębów. Porywisty prąd ściągnął łodzie na lewo, ku wschodowi, gdzie droga była wolna. Łodzie zbiły się ciasno, a Boromir krzyknął, że przeprawa nocą przez Sarn Gebir to szaleństwo. Obieżyświat zgodził się z nim i przykazał zawracać- Anduina okazała się szybsza niż Aragorn przypuszczał- dotarli do Sarn Gebir. Z trudem opanowali łodzie i powolnie zawrócili. Prąd rzeki spychał ich jednak w stronę wschodniego brzegu, grożąc rozbiciem na mieliźnie, o czym głośno wykrzyknął Boromir. W tym momencie Frodo poczuł, jak kil łodzi ociera się o kamienie, a rój strzał ze świstem spada na drużynę. Jedna z nich odbiła się od jego pancerza, druga przeszyła kaptur Aragorna, a trzecia utkwiła w burcie koło ręki Meriadoka. Orkowie!
Wszyscy zaczęli wiosłować ile sił, jednak deszcz strzał nie ustawał. Nikt na szczęście nie został trafiony. Wreszcie dotarli na środek rzeki i skierowali się ku zachodniemu brzegowi. Zatrzymali się w cieniu schylonych nad wodą krzaków. Legolas chwycił łuk, który dostał w Lórien, i skoczył na brzeg. Dostał się na skarpę, naciągnął łuk, założył strzałę i wbił wzrok w ciemność na drugim brzegu. Zza wody wzbiły się przeraźliwe wrzaski, ale dostrzec nie można było niczego. Lecz nagle od południa ukazały się pędzące ogromne chmury. Trwoga ogarnęła drużynę. Z ciemności od południa wyłonił się czarny kształt, który pędził na nich szybciej niż chmury. Po chwili odróżnili olbrzymie skrzydła. Dziki wrzask za wodą powitał sprzymierzeńca. Nagły dreszcz przeszył serce Froda. Zadźwięczał łuk Legolasa, a skrzydlaty stwór zachwiał się na chwilę nad Frodem i z ostrym, ochrypłym wrzaskiem runął w dół na wschodnim brzegu. Z dala odezwały się przekleństwa i lamenty. Po chwili znów zapadła cisza. Tej nocy nie usłyszeli już więcej krzyku ani strzały od wschodu.
Po pewnym czasie łodzie wypłynęły ponownie w górę rzeki. Po omacku natrafili na niewielką, płytką zatokę z kilkoma skarlałymi drzewami i stromą, skalistą skarpą. Tu drużyna zatrzymała się i postanowiła doczekać świtu, nie rozniecając jednak ogniska, lecz kuląc się na dnie przymocowanych do brzegu łodzi. Gimli i Legolas zaczęli się zastanawiać, w co mogła ugodzić strzała elfa. Frodo miał swoje podejrzenia, nie chciał ich jednak wyjawić na prośbę Boromira. Sam, spoglądając na księżyc, stwierdził, że najwyraźniej pogubili dni w Lórien. Legolas wyjaśnił, że czas nigdy nie zwalnia biegu, ale dla elfów płynie on zupełnie inaczej. Aragorn dodał, że Sam ma racje, gdyż w Złotym Lesie czas przepłynął obok nich, tak jak przepływa obok elfów. Reszta nocy minęła im spokojnie.
Nad ranem na okolice opadła gęsta mgła, pożądana do zgubienia nieprzyjaciół. Jednak, jak zauważył Aragorn, trafienie na drogę, którą przeniosą po lądzie łodzie, by minąć Sarn Gebir, będzie trudniejsze. Boromir zaproponował, aby porzucić plan dalszej wędrówki rzek i powędrować lądem do Minas Tirith. Dyskusję zakończył Obieżyświat, argumentując, iż decyzja, w którą stronę teraz powinni się pokierować, nie została jeszcze podjęta, a ich najbliższa droga wieść będzie przez ścieżkę niedaleko wodospadów Rauros, Północne Schody i strażnicę Amon Hen. Syn Namiestnika Gondoru długo opierał się tej decyzji, ale zrezygnował widząc, że Frodo pójdzie za Strażnikiem. Dodał, że ludzie z Minas Tirith nie opuszczają przyjaciół w potrzebie, więc użyczy drużynie swej siły aż do Tindrock, górzystej wyspy. Potem na własną rękę, jeśli nikt nie zechce mu towarzyszyć, wróci do swego kraju.
Uradzono, iż Aragorn z Legolasem pójdą wzdłuż zachodniego brzegu na zwiady, by odnaleźć drogę, którą można by przenieść łódki i bagaże na spokojniejsze wody poniżej skalnych progów. Gdyby nie wracali dłużej niż jeden dzień, drużyna miała ruszać dalej pod nową wodzą. Wrócili jednak po paru godzinach. Ścieżka istniała i prowadziła do wygodnej przystani, która jeszcze nadawała się do użytku. Po długim i trudnym marszu, mimo iż łodzie były lekkie, drużyna dotarła do miejsca, w którym ścieżka zbliżając się do rzeki zbiegała łagodnie w dół na płytki skraj małej zatoki. Tutaj, koło przystani, postanowili przenocować.
Następnego dnia ruszyli znowu w drogę. Początkowo towarzyszył im deszcz, ale szybko minął, niebo nieco się przejaśniło, a mgła i opary zniknęły. Koryto rzeki zacieśniło się, prąd był rwący i nie dałoby się już wstrzymać łodzi lub zawrócić. Przed nimi ciągnęła się ściana wzgórz Emyn Muil. Frodo dojrzał w oddali dwie olbrzymie skały, rosnące w oczach z każdą minutą. Smukłe, wysokie, pionowe, sterczały po obu stronach nurtu- Argonath, kolumny królów. Przedstawiały one dwie ludzkie postacie zwrócone na północ, stojące na potężnych cokołach. Każdy z dwóch królów miał podniesioną lewą rękę w ostrzegawczym geście, w prawej zaś dzierżył topór, na głowach miał skruszały hełmy lub koronę. Emanowali siłą i majestatem. Frodo spuścił oczy, nie śmiejąc podnieść wzroku. Boromir skłonił głowę, gdy mijali odwiecznych strażników Numenoru. Aragorn siedział u rufy, zrzuciwszy kaptur. Wiatr rozwiewał jego włosy, oczy jaśniały mu blaskiem. Król wracał z wygnania do własnej dziedziny! Wyznał, że pragnął znów zobaczyć podobizny Anariona i Isildura, swoich pradziadów. Westchnął w żalu, że nie ma z nimi Gandalfa, który powiedziałby mu dokąd iść dalej.
Minęli bramę i wpłynęli do jeziora Nen Hithoel, zamkniętego ścianami szarych wzgórz o stokach pokrytych lasem, lecz łysych wierzchołkach. U odległego południowego krańca wystrzeliwały w górę trzy ostre szczyty. Środkowy tworzył wyspę, objętą ramionami rzeki. Z wiatrem niósł się huk spadającej wody. Otaczające wyspę Tol Brandir Góra Nasłuchu (Amon Lhaw) i Góra Wypatrywania (Amon Hen) miały kiedyś na swych szczytach strażnice. Aragorn zachęcił, aby dopłynąć do nich przed zmrokiem. Drużyna chwyciła za wiosła. Noc zasnuła fale rzeki, gdy wreszcie znaleźli się w cieniu gór. Skończył się dziesiąty dzień spływu. Teraz musieli podjąć decyzję, którędy dalej. Zaczynał się ostatni etap wyprawy...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
kaliber10
Administrator
Dołączył: 09 Paź 2006 Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: klasa 2b
|
Wysłany: Czw 17:01, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Księga 2 rozdział 10
Rozstanie
Drużyna płynęła dalej w dół rzeki. Aragorn postanowił przenocować u podnóży Amon Hen. Rozbili obóz na brzegu. Było bardzo spokojnie, jednak Aragorn niepokoił się. Kazał Frodowi dobyć miecza. Od ostrza bił blady blask. Oznaczało to, że orkowie są gdzieś w okolicy. Aragorn miał tylko nadzieję, że nie przeszli na drugą stronę rzeki.
Następnego dnia, po śniadaniu Aragorn zwołał całą drużynę. Nadszedł czas decyzji, która drogę wybrać. Ostateczny wybór należał do Froda. Ten wahał się i postanowił przemyśleć wszystko w samotności. Aragorn wyraził na to zgodę. Frodo przez dłuższy czas błądził po lesie. Niespodziewanie natknął się na Boromira. Przyjaciel zaofiarował mu pomoc w podjęciu decyzji. Frodo jednak wiedział, że w tej sytuacji nikt nie może mu pomóc. W głębi serca wiedział, jaką ma podjąć decyzję, ale powstrzymywał go strach. Boromir jednak widział zupełnie inne wyjście z sytuacji. Nadziei doszukiwał się w użyciu Pierścienia przeciwko potędze Nieprzyjaciela. Poprosił Froda, żeby jeszcze raz mógł Go potrzymać. Nalegał, żeby hobbit odniósł Pierścień do Minas Tirith. Chciał zyskać władze i potęgę. W miarę jak mówił, Boromir stawał się coraz bardziej podenerwowany. Coraz gwałtowniej nalegał, żeby Frodo poszedł do Minas Tirith. Frodo zaczął się bać. Z jego przyjacielem działo się coś niedobrego. Boromir rzucił się na Froda. Hobbit wsunął Pierścień na palec i zniknął. Boromir z wściekłością przeklął całe plemię hobbitów. Nagle potknął się i przewrócił. Po chwili wybuchnął płaczem. Wzburzenie minęło. Zdał sobie nagle sprawę z tego, co zrobił. Wolał Froda, ale na próżno. Hobbit uciekał na oślep przed siebie. Wspiął się na szczyt Amon Hen. Zobaczył stamtąd przerażającą wizję wojny. Ujrzał potężną twierdzę na przeciw Minas Tirith. Niezwyciężona, czarna warownia, Barad-dur, forteca Saurona. Frodo odczuł obecność Oka. Czuł, że było coraz bliżej, szukało go. W ostatniej chwili usłyszał rozkaz: „Zdejmij go! Zdejmij, głupcze! Zdejmij Pierścień!” Przez chwilę w duszy Froda trwała walka dwóch sił. W końcu hobbit przemógł się i zdjął Pierścień z palca. Jednocześnie podjął też decyzję. Postanowił odejść niepostrzeżenie, aby samotnie ruszyć do Mordoru.
Drużyna z niepokojem czekała na Froda. Zastanawiali się, kto powinien pójść z Frodem w dalszą drogę. Nikt nie chciał opuszczać przyjaciela. Nagle zdali sobie sprawę, że Boromira nie ma wśród nich. Sam obawiał się, że jego pan będzie chciał samotnie wyruszyć do Mordoru. Bardzo to zmartwiło wszystkich członków drużyny. Wyznaczony czas już minął, więc postanowiono zacząć wołać Froda. W tym samym momencie powrócił Boromir. Powiedział, że spotkał Froda i nalegał, żeby ten poszedł do Minas Tirith. Potem, zdaniem Boromira, hobbit włożył pierścień na palec i zniknął. Niepokój ogarnął drużynę. Postanowiono szukać Froda. Wszyscy rozbiegli się po lesie wołając jego imię. Aragorn poszedł z Samem. Hobbit jednak nie mógł nadążyć i w końcu przystanął. Zaczął zastanawiać się, gdzie mógł pójść jego pan. W końcu doszedł do wniosku, że Erodo musiał pójść z powrotem do lodzi. Biegiem puścił się w stronę obozu. Zobaczył, że jedna łudź odpływa. Nie zastanawiając się ani chwili rzucił się do wody. Nie zdołał złapać burty i momentalnie poszedł na dno. Frodo w ostatniej chwili wyciągnął go z wody. Sam postanowił iść ze swoim panem w dalszą drogę. Frodo początkowo opierał się, ale w końcu wyraził zgodę. Rozpoczęli ostatni etap wyprawy. Po przeprawie przez rzekę, wyszli na stały ląd pod południowym stokiem Amon Lhaw. Wyruszyli dalej. Prosto do krainy Cienia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
kaliber10
Administrator
Dołączył: 09 Paź 2006 Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: klasa 2b
|
Wysłany: Czw 17:01, 12 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Ktos znajdzie Jakas ksiązke niech napisze do mnie PW z linkiem najlepiej
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|