Forum Forum klasy II b Strona Główna
Władca Pierscieni Dwie Wieże skrócona ksiązka
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum klasy II b Strona Główna -> Literatura
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:02, 12 Paź 2006    Temat postu: Władca Pierscieni Dwie Wieże skrócona ksiązka

Księga 3 rozdział 1
Pożegnanie Boromira


Aragorn śpiesznie wspinał się na szczyt wzgórza, szukając tropu hobbita. Zauważył, że Frodo rzeczywiście wszedł na szczyt, jednak wrócił tą samą drogą na dół. Obieżyświat wbiegł na szczyt po ogromnych kamiennych płytach, a następnie schodami na strażnicę. Usiadł i spojrzał z wysoka na świat. Gdy tak patrzył, złowił nagle gwar dochodzący z lasów w dole, na zachodnim brzegu rzeki. Dosłyszał krzyki i ze zgrozą odróżnił ochrypłe głosy orków. Wtem głębokim tonem zagrał róg, a jego wołanie odbite od gór rozniosło się potężnie jak grzmot wodospadu. To Boromir wzywał na pomoc.

Aragorn pędem puścił się w dół wzgórza. Głos rogu słabł, aż w końcu umilkł wraz z narastającym wrzaskiem orków. Strażnik już był na ostatnim tarasie zbocza, gdy wszystko przycichło. Skręcił w lewo i popędził w stronę oddalających się głosów. Zgiełk cofał się, aż w końcu Aragorn nie mógł nic dosłyszeć. Dobył miecza i z okrzykiem „Elendil!” pomknął przez las. Mniej więcej o milę od Parth Galen, na polance nieopodal jeziora, znalazł Boromira. Rycerz siedział oparty plecami o pień olbrzymiego drzewa, jak gdyby odpoczywał. Kilkanaście czarnopiórych strzał tkwiło w jego piersi. Nie puszczał z ręki miecza, pomimo iż ostrze było strzaskane tuż pod rękojeścią. Pęknięty na dwoje róg leżał obok na ziemi. Dokoła Gondorczyka i u jego stóp piętrzyły się trupy orków.

Gdy Aragorn przykląkł, Boromir odemknął oczy i wyszeptał, że próbował odebrać Frodowi Pierścień Jedyny; że żałuje swego czynu i spłacił dług. Powiódł wzrokiem po martwych orkach- zabił ponad dwudziestu- i dodał, że nieprzyjaciel zabrał niziołków, prawdopodobnie żywych. Umilkł na chwile i zmęczone powieki opadły mu na oczy. Ostatnimi słowami wezwał Aragorna, aby poszedł do Minas Tirith i ocalił jego kraj, gdyż on przegrał. Na to dziedzic Elendila ujął jego dłoń, pocałował w czoło i rzekł, że wcale nie przegrał, lecz zwyciężył, a mało kto odniósł równie wielkie zwycięstwo- i aby był spokojny, bo Minas Tirith nie zginie. Boromir uśmiechnął się słabo i skonał. Aragorn nie dowiedział się już, czy pośród pojmanych był Frodo. Klęczał pochylony i płakał, wciąż jeszcze ściskając rękę Boromira.

Wreszcie zjawili się Gimli i Legolas. Zeszli od strony zachodnich stoków wzgórza, czając się wśród drzew jak na łowach. Gimli miał w rękach topór, a elf długi sztylet, bo skończyły mu się strzały w kołczanie. Skłonili w bólu głowy, gdy tylko ujrzeli scenę z polany. Po chwili wyjaśnili, iż oboje gonili orków i niejednego uśmiercili, lecz zawrócili na głos rogu. Za późno jednak.

Przyjaciele wpierw chcieli pogrzebać towarzysza. Ponieważ nie mieli odpowiednich narzędzi ani czasu, a kamienie na kurhan trzeba by nosić znad rzeki, postanowiono powierzyć Boromira rzece Anduinie. Podczas przeszukiwania broni przeciwników, Aragorn znalazł dwa numenoryjskie noże z czarnymi pochwami wysadzanymi kamieniami- noże, których używali hobbici. Większość z poległych orków pochodziła z Mordoru, ale oprócz nich Obieżyświat zauważył także innych, nieznanych mu napastników- o orężu niepodobnym do tego używanego przez orków. Byli smagli, wysocy, kosoocy, o tęgich łydach i grubych łapach. Na ich tarczach widniało niezwykłe godło- drobna, biała dłoń na czarnym tle. Żelazne hełmy zdobił runiczny znak S z białego metalu.

Gimli wyjaśnił, że S to zapewne skrót od Saurona, ale Legolas zaprzeczył- Sauron nie używał runicznego alfabetu elfów. Aragorn dodał, że orkowie w służbie Barad-duru mają za godło Czerwone Oko. Domyślił się, że S oznacza Sarumana. A więc chytry Czarodziej w jakiś sposób dowiedział się o ich wyprawie! Zapewne także o nieszczęściu Gandalfa Szarego.

Aragorn, Legolas i Gimli donieśli zwłoki rycerza do brzegu. Okazało się, iż zostały tylko dwie łodzie, trzecia zaś zniknęła. Ułożyli Boromira w jednej z nich. Płaszcz elfów podścielili pod jego głowę, a długie włosy rozczesali na ramiona. Hełm umieścili u boku, zaś pęknięty róg i resztki strzaskanego miecza na piersi. Oręż zdobyty na wrogu złożyli u stóp zmarłego. Wypłynęli na rzekę i po chwili odczepili żałobną łódź. Boromir leżał w niej spokojny, ukołysany do snu na łonie żywej wody. Prąd porwał go i z każdą minutą malał, aż wreszcie trójka przyjaciół widziała już tylko czarny punkt wśród złotego blasku. W końcu znikł im z oczu. Rzeka zabrała Boromira, syna Denethora, i nikt już odtąd nie ujrzał go w Minas Tirith stojącego na Białej Wieży, na którą zwykł był wychodzić co rano. Lecz przez długie lata później opowiadano w Gondorze o łodzi elfów, co przepłynęła wodogrzmoty, niosąc zwłoki rycerza przez Osgiliath i dalej ku wielkiemu morzu, iskrzącemu się nocą od gwiazd.

Milczeli długą chwilę goniąc wzrokiem znikającą łódź. Aragorn z wolna zaczął śpiewać tren, który następnie kontynuował Legolas i ponownie zakończył Obieżyświat.

Gimli zauważył, iż zostawili dla niego Wiatr Wschodni. Nie chciał jednak powiedzieć o nim czegokolwiek. Aragorn dodał, iż słusznie czyni, albowiem ludzie z Minas Tirith cierpią go, lecz nie proszą o wieści. Towarzysze rozejrzeli się po śladach na ziemi, trudno jednak było coś z nich wywnioskować. W końcu udało im się odgadnąć, iż to Frodo i Sam wzięli jedną z łodzi. Strażnik zauważył, iż Powiernik na pewno przed czymś uciekał, nie chciał jednak zdradzić Legolasowi i Gimlemu tajemnicy Boromira. Stanęli przed wyborem- szukać Froda, lub podążyć za uprowadzonymi Merry’m i Pippinem. Aragorn podjął ostateczną decyzję- los Powiernika Pierścienia nie jest już w jego rękach, teraz nie wolno im opuścić towarzyszy w niedoli.

Jednak orki maszerują bardzo szybko, są niezmordowane i mają nad nimi przewagę. Gimli pośpieszył resztę, dodając, iż krasnoludy także są niezmordowane i nie mniej niż orkowie wytrwałe. Aragorn zakrzyknął: W drogę! Z nadzieją czy też bez nadziei, pójdziemy tropem nieprzyjaciela. Biada mu, jeżeli okażemy się od niego szybsi! Ten pościg zasłynie wśród trzech plemion: elfów, krasnoludów i ludzi. W drogę, trzej łowcy! i pędem ruszyli przez las w zapadający z wolna zmrok...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kaliber10 dnia Czw 17:03, 12 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:03, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 2
Jeźdźcy Rohanu


Mrok gęstniał. Legolas, Gimli i Aragorn dotarli do podnóża gór Emyn Muil. Szli przez całą noc. Trop orków był coraz trudniejszy do znalezienia. Zatrzymali się w niewielkiej dolinie. Aragorn miał wątpliwości, którędy dalej iść. W końcu zdecydował, że należy podążać na północ, najkrótszą drogą przez stepy Rohirrimów. Podążali wciąż kretą doliną, gdy nagle Legolas dokonał makabrycznego odkrycia. Znalazł pięć martwych orków. Wędrowcy nie wiedzieli, jak można wytłumaczyć to dziwne wydarzenie. Strażnik domyślał się, że wybuchła jakaś sprzeczka pomiędzy orkami z północy, a orkami z godłem białej ręki.

Niebo bladło na wschodzie, gdy przyjaciele wyruszyli w dalsza drogę. Kiedy przekraczali granicę Rohanu, Aragorn dojrzał w oddali Białe Góry, które błysnęły w dali błękitem i purpurą. „Gondor! Gondor!”- zawołał. „Obym cię ujrzał znowu w szczęśliwszej godzinie! Dziś jeszcze moja droga nie prowadzi na południe, ku twoim świetlistym szczytom.” Po chwili oderwał wzrok od południa i spojrzał na zachód i północ- tam wzywał go obowiązek. Po chwili dostrzegł niepokojący ruch na równinie. To orkowie poruszali się w pośpiechu. Dogonienie ich było bardzo trudne, wręcz niemożliwe. Wędrowcy zeszli na zielone łąki Rohanu. Biegli szybko, ogarnięci nowym zapałem. Obieżyświat zatrzymał się niespodziewanie. Znalazł ślady stóp hobbita, a podążając za nimi natrafił na leżącą w trawie klamrę od płaszcza elfów. To znalezisko wlało nadzieję w serca przyjaciół- nie ścigali nieprzyjaciół daremnie.

Ruszyli dalej. Kiedy zapadł zmrok, Aragorn musiał podjąć decyzję, czy kontynuować pościg, czy zatrzymać się na noc. Ostatecznie przyjaciele zdecydowali się na postój. Tylko Legolas się wzbraniał. Elfy nie potrzebowały snu, więc mógłby iść całą noc. Gimli jednakże zauważył, że nawet orki potrzebują wytchnienia, a nocą i tak nie upilnują śladu.

Rano ruszyli w drogę. Legolas wiedział, że szanse dogonienia orków są już nikłe. Tak rozpoczął się trzeci dzień pościgu. Szli nieprzerwanie aż do zmroku, jakby gorączka trawiąca ich serca dodawał im sił. Elf obawiał się, że orkowie zdążą dotrzeć do leżącego nieopodal lasu. To oznaczałoby koniec nadziei na uratowanie hobbitów. Następnego dnia pierwszy na nogach był znów Legolas. Przyjaciele ruszyli dalej. Szli przez pasmo wzgórz. Gimli był bardzo zmęczony, ale parł dzielnie do przodu. Nastała kolejna noc. Aragorn i Gimli nie spali dobrze. Gdy nadszedł świt, przyjaciele mieli już przed sobą płaskowyż Rohanu. Na północnym zachodzie dostrzec można było czarny Fangorn- z lasu wypływała jasna Rzeka Entów. Aragorn i Legolas dostrzegli na stepie oddział 105 jeźdźców. Trzy konie wracały luzem. Postanowili poczekać, aby wywiedzieć się o nowiny. Nadjeżdżający jeźdźcy mieli jasne włosy i lśniące włócznie. Strażnik wiedział, kim są. Byli to Rohirrimowie- wojownicy dumni i uparci, lecz o szczerych sercach oraz myślach i działaniach szlachetnych. Byli zuchwali, lecz nie okrutni; mądrzy, chociaż nie uczeni. Obieżyświat obawiał się jednak, że w Rohanie mogło zajść wiele zmian, od kiedy Rohirrimów z jednej strony otaczała zdrada Sarumana, a z drugiej groźba Saurona.

Przyjaciele zeszli ze szczytu wzgórza. Jeźdźcy zbliżali się, przemknęli obok wędrowców nie zauważając ich. W końcu Aragorn wstał i pozdrowił ich donośnym głosem. Nieznajomi momentalnie zawrócili. Otoczyli wędrowców i wymierzyli w nich swe ostre włócznie. Jeden z jeźdźców- górujący nad innymi wzrostem, z białym ogonem końskim na hełmie zamiast pióropusza- zapytał, kim są i czego tu szukają. Aragorn powiedział, że nazywają go Obieżyświatem i poluje na orków. Jeździec zdziwił się, że wcześniej nie zauważył wędrowców. Podejrzewał, że są z rodu elfów, skoro znikają i pojawiają się bezszelestnie. Aragorn wyjaśnił, że tylko Legolas jest elfem, a płaszcze, dzięki którym zdali się niewidzialni, otrzymali od Pani z Lorien. Nieznajomy zdawał się być pełen wątpliwości. Słyszał różne historie o Złotym Lesie i pewien był, iż nikt się z niego żywy nie wydostał. Najwyraźniej nie ufał napotkanym- skoro byli w łaskach Pani z Lasu, zapewne rzucali czary i snuli sidła! Przykazał więc Gimlemu i Legolasowi, którzy do tej pory milczeli, żeby się przedstawili. Krasnolud poczuł się urażony i odparł gniewnie, aby to on przedstawił się pierwszy. Jeździec rzekł, że nazywa się Eomer, jest synem Eomunda i Trzecim Marszałkiem Riddermarchii. Gimli, któremu dostojny tytuł nie zaimponował, skarcił go za obrażanie Pani z Lorien i dodał, że to za pewne przez jego słabość umysłu. Eomer zdenerwował się nie na żarty. Mało brakowało, a sprzeczka skończyła by się krwawo. Sytuację uratował Aragorn. Wyjaśnił całe nieporozumienie- poprosił o zrozumienie i wysłuchanie ich historii. Wyjawił także Eomerowi swoje prawdziwe miano- iż jest dziedzicem Elendila i nosi miecz, niegdyś złamany, teraz na nowo przekuty. Jeździec poczuł respekt przed Aragornem i spuścił na ziemie dumne spojrzenie. Zapytał go, jakie przeznaczenie przyszedł im ogłosić. Przyszły władca Gondoru oznajmił, iż zwiastuje godzinę wyboru- otwartą wojnę w szeregach Saurona lub przeciw niemu. Marszałek Rohanu opowiedział mu, że oddział orków został rozgromiony i że nie widzieli wśród trupów żadnych hobbitów. Zresztą Rohańczycy traktowali je jako legendę- nie śniło im się nawet, że istnieją naprawdę.

Aragorn opowiedział w wyprawie, w której przyszło mu brać udział, ale nie wyjawił jej prawdziwego celu. Wymienił też imię Gandalfa Szarego. Eomer znał Czarodzieja- bywał on wielokrotnie w Marchii. Prosił o pomoc w walce z Sarumanem, ale król Theoden mu odmówił, kazał wziąć sobie rumaka i odjechać. Bardzo się na niego rozgniewał, ponieważ ten zabrał wierzchowca imieniem Cienistogrzywy, który był potomkiem konia sławetnego wodza Rohanu, Eorla. Niedawno powrócił on do stajni bez jeźdźca, ale zdziczał bardzo i nikt nie mógł go na powrót okiełznać. Wreszcie opowieść Elessara zbiegła się ze śmiercią Gandalfa na północy w ciemnych otchłaniach Morii. Powiadomił także rycerza o zgonie Boromira. Eomer był tym wszystkim bardzo poruszony- był to nie tylko cios dla Minas Tirith, lecz i dla nich wszystkich. Boromir, wg słów syna Eomera, był mężnym rycerzem i powszechnie go sławiono. Eomerowi zaś zawsze bardziej przypominał porywczych synów Eorla niż statecznych mężów Gondoru. Przy okazji wyjaśniło się też, że Rohirrimowie nie płacili wcale haraczu Sauronowi. To orkowie nasłani przez Czarnego Władcy kradli konie maści karej. Pod koniec rozmowy Eomer poprosił Aragorna, żeby odwiedził króla Theodena. Obieżyświat chciał pomimo tego podążać dalej na ratunek swoim przyjaciołom. Prawo Rohanu zabraniało jednak cudzoziemcom wędrować samotnie po kraju. W końcu Marszałek zgodził się. Ustalono, że Strażnik, kiedy zakończy swoją misję, zjawi się na dworze króla Theodena.

Eomer podarował trzy zbywające konie wędrowcom. Gimli jednak nie chciał dosiąść wierzchowca, w końcu był krasnoludem i nie lubił jazdy. Legolas zaproponował mu, że pojadą razem na jednym koniu- Arodzie. Ten przystał na to. Aragorn dosiadł konia zwanego Hasufel. Jeździec życzył im szczęśliwej drogi i aby odnaleźli swą zgubę. Poprosił, by wrócili prędko i niech ich miecze od tej pory błyszczą już zawsze w jednym szeregu. Aragorn obiecał, że wróci, a Gimli dorzucił, że jeszcze z nim rozmowy o Galadrieli nie skończył. Tak się pożegnali i każdy z nich ruszył we własnym kierunku.

Ścigłe były konie Rohanu. Żołnierze Eomera szybko zniknęli trójce przyjaciół z pola widzenia. Mknęli nad brzegiem Rzeki Entów, gdzie znaleźli wydeptany od wschodu szlak, o którym w czasie spotkania napomknął Eomer. Obieżyświat zbadał tropy ciągnące się po okolicy, ale nie zdołał się wiele dowiedzieć, gdyż jeźdźcy zatarli większość tropów. Żaden ze śladów nie wskazywał, by ktoś zawracał nad Anduinę. Teraz trzeba było jechać wolniej, aby upewnić się, czy ktoś nie oderwał się od bandy w trakcie pochodu. Jechali pomału, rozglądając się bacznie, ale niczego nie wypatrzyli. Osiągnęli Fangorn pod wieczór, gdy pogoda zaczynała się już psuć. Tam ujrzeli wielkie pogorzelisko- popioły były jeszcze gorące i dymiły. Wszyscy spodziewali się, że popioły hobbitów zmieszały się z tymi orków. Nic więcej nie dało się już zrobić, tak uważał Gimli. Ale Aragorn nie chciał rezygnować zbyt wcześnie i postanowił, że zaczekają do świtu, by kontynuować poszukiwania, przynajmniej tu w okolicy.

Po krótkiej dyskusji, postanowili rozpalić ognisko. Mieli nadzieje, że być może dostrzegą je hobbici. Keleborn ostrzegał ich, aby nie zapuszczali się w głąb Fangornu. Boromir słyszał o nich wiele legend, ale nie mógł ich już powtórzyć wahającym się towarzyszom. Pociągnęli losy, aby ustalić kolejność pełnienia straży. Pierwszy miał być Gimli. Przycupnął koło ogniska i w zamyśleniu głaskał ostrze toporka. Liście szeleściły wokoło. Poza tym panowała niczym nie zmącona cisza. Nagle Gimli podniósł wzrok i dojrzał sylwetkę zgrabionego starca, opartego o laskę, otulonego płaszczem Szerokoskrzydły kapelusz miał wciśnięty głęboko na oczy. Gimli skoczył na równe nogi. Czyżby Saruman wytropił ich obozowisko?! Aragorn i Legolas usiedli na ziemi. Dostrzegli nieznajomego. Zniknął w mgnieniu oka. A razem z nim obydwa wierzchowce...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:05, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 3
Uruk-hai


Pippin zbudził się ze snu. Wspomnienia napłynęły na widok szczerzących się w mroku orków. Pamiętał, że pobiegł z Merrym przez las w poszukiwaniu Froda. Krzyczeli. Wpadli prosto na oddział orków. Wyciągnęli miecze i próbowali się bronić, gdyż ich przeciwnicy najwyraźniej próbowali wziąć ich żywcem. Wtedy zjawił się Boromir, który zmusił ich do walki. Wielu usiekł, inni rozpierzchli się przed nim. Nie zdążyli jednak zaalarmować reszty, gdy nieprzyjaciel zjawił się ponownie, całą chmarą. Syn Denethora zadął w swój róg, echo poniosło się przez las... Ale na apel nikt nie odpowiedział. Zdumieni orkowie, którzy z początku się cofnęli, natarli ze zdwojoną furią. Pippin nie pamiętał nic więcej. Został mu tylko w oczach ostatni obraz: Boromir, plecami oparty o pień drzewa, wyciągający strzałę z własnej piersi...

Wiele pytań dręczyło młodego hobbita. Nie znajdywał jednak na nie odpowiedzi. Czuł się zziębnięty i bardzo chory. Spróbował wstać, ale nie miał wystarczająco sił. Groźby otaczających go orków zniechęciły go do ponowienia próby. Leżał więc odtąd cicho i przysłuchiwał się narastającej między nimi sprzeczce. Sporo z niej rozumiał, gdyż wielu z nich używało Wspólnej Mowy. Kłócili się o to, co dalej robić, którą drogą iść i jak postąpić z jeńcami. Jednej grupie, Uruk-hai z Isengardu, przewodził wysoki, barczysty, czarny Ugluk. Drugiej stronie- orkom z północy- długoręki goblin Grisznak. Ugluk zabronił robić niziołkom krzywdy, rewidować ich i postanowił dostarczyć ich jak najszybciej do twierdzy Sarumana. Grisznak i jego towarzysze nie widzieli potrzeby „zabawy” z jeńcami i upierali się, aby szybko ich uśmiercić lub oddać Nazgûlom czekającym niedaleko. Doszło do krwawej lecz szybkiej potyczki, po której wszyscy musieli uznać dominację Ugluka i przyjąć jego warunki co do sprawy hobbitów.

Wykorzystując zamieszanie Pippin nadciął niepostrzeżenie więzy na rękach. Ugluk zarządził dalszy marsz. Przedtem jednak wlał Pippinowi do gardła jakiś piekący trunek, który sprawił, że ciepło rozlało mu się żarem po wnętrznościach. Ból w nogach ustąpił. Hobbit mógł wstać i chwiejnym krokiem iść. Wtedy zobaczył Merry’ego. Ugluk zdarł mu z głowy opatrunek, wysmarował ranę jakąś ciemną maścią z drewnianego pudełeczka, którą orki nazywały lekarstwem. Meriadok także dostał porcję trunku i, choć blady, gotów był do marszu.

Ruszyli biegiem. Orkowie z północy nie znosiły maszerowania w dzień. Nie pilnowali porządku, popychali się wzajemnie, klęli w głos, ale szli ostro naprzód. Pippinowi co chwile stawał przed oczami obraz Obieżyświata śpieszącego im na ratunek. Zeszli z urwiska, przeszli milę. Pippin wpadł na szalony pomysł. Wyrwał się strażnikom, odbiegł na bok i pomknął na oślep. Wiedział, że nie uda mu się uciec, ale postanowił przynajmniej pozostawić jakiś ślad. Odpiął od płaszcza klamrę w kształcie liścia, którą dostał w Lórien, i upuścił na ziemię. Orkowie szybko ujęli go znowu, a Ugluk obiecał zapamiętać mu ten wybryk. Gdy działanie napoju ustało, orkowie wzięli hobbitów na plecy, niczym tobołki, i ruszyli w dalszą drogę.

Wraz z nastaniem ranka pochód został wstrzymany i urządzono krótki postój. Pippinowi i Merry’emu rzucono kawałek szarego, stęchłego chleba i surowego suszonego mięsa, którego nie zjedli. Wszystko wskazywało na to, że między Isengardczykami a plemieniem z północy wybuchnie kolejna kłótnia. Jedni wskazywali południe, inni zaś wschód. Ugluk powiedział, żeby uciekali, jeśli chcą, a on i bojowe Uruk-hai wezmą na siebie całą robotę. Większość orków z północy opuściła Isengardczyków po szamotaninie. Pippin i Merry zostali wśród sług Sarumana Wielu Barw. Oprawcy rozmawiali o Białoskórych- koniarzach, którzy przez nieudolność zwiadowców pod wodzą Snaga, zorientowali się o ich przemarszu. Grisznak zdecydował się zostać, aby, jak twierdził, dopilnować wykonania danych mu w Lugburzu rozkazów. Miał najwyraźniej nadzieje, że wkrótce wspomoże ich skrzydlaty Nazgûl, czekający przy rzece.

Uruk-hai maszerowali wytrwale i prędko zaczął przybliżać się do nich odległy las. Dla hobbitów, zarzuconych przez głowy dwóch dźwigających ich Uruk-hai, był to marsz pełen udręki. Byli posiniaczeni i podrapani. Nie mogli się poruszyć. Dzień ciągnął się w nieskończoność. Po południu oddział Ugluka prześcignął szczep z północy. Wódz zadrwił sobie, że jeżeli będą się wlekli, to Białoskórzy dogonią ich i pożrą. Grisznak krzyknął nagle. Złośliwy żart okazał się prawdą. Na horyzoncie widać już było jeźdźców pędzących co koń wyskoczy. Byli dość daleko, ale zyskiwali coraz większą przewagę nad nimi.

Oddział Sarumana zdwoił szybkość marszu, zdobywając się na ogromny wysiłek po tak długiej i uciążliwej drodze. Docierali już do lasu, mijali pierwsze pojedyncze drzewa, forpoczty puszczy. Pippin obawiał się, że wymkną się pędzącemu pościgowi. Tuk dostrzegał już jeźdźców z rozwianymi włosami, hełmami i włóczniami błyszczącymi w zachodzącym słońcu. Był ciekaw co to za lud. Bał się jednak, że jeżeli ich dościgną, prawdopodobnie zginą z Merrym razem z orkami. Od skraju lasu dzieliło ich zaledwie pół mili, gdy zapadł zmrok. Ale nie mogli się już posuwać dalej. Byli otoczeni zacieśniającym się pierścieniem jeźdźców, którzy przerzedzali oddziały nieprzyjaciela trafnymi strzałami. Czekała ich długa noc.

Orkowie skupili się wokół wzgórza, na którym rozpalili małe, czerwone ogniska tworzące zamknięty krąg. Przy hobbitach czuwali strażnicy. Ludzie z Rohanu dalej pilnowali kręgu, ale nie zbliżali się do światła. Od ich placówek nie dochodził nawet najcichszy szmer. Szare cienie patroli krążyły wokół orkowego obozowiska. Rohirrimowie czekali świtu. Kilku jeźdźców zakradło się cichcem na skraj obozu, uśmierciło kilku orków i umknęło. W obozie wszczęto panikę, którą natychmiast ruszył uśmierzyć Ugluk. Za nim pobiegli strażnicy hobbitów.

Wtedy zjawił się Grisznak, który zaczął ich przeszukiwać. Pippin prędko zrozumiał, że goblin wie o Pierścieniu. Postanowił wykorzystać sytuację i powiedział, że pomoże mu w odnalezieniu tego, czego szuka, jeżeli ten rozetnie im więzy na nogach. Grisznak wahał się, ale imię Sarumana, który miał zabrać całą stawkę, podniecało go niemal do furii. W końcu, zniecierpliwiony, chwycił hobbitów i skoczył naprzód. Wypatrzył lukę między strażami od strony lasu i pomknął jak cień. Zaszedł kawałek nim wpadł prosto na jeźdźca. Nim zdesperowany zdążył uśmiercić swych jeńców, zginął od włóczni. Płaszcze elfów ukryły Pippina i Merry’ego przed niepożądanym wzrokiem koni i ich panów. Chwilę leżeli w ciszy. Pippin oznajmił w końcu, że ma wolne ręce. Podał Merry’emu lembasy i razem posilili się w milczeniu. Gdy już zjedli, poczołgali się ostrożnie dalej.

Kiedy niebo zaczęło blednąć, co dla orków oznaczało rozstrzygające starcie, hobbici czuli się już na tyle silnie, by pokuśtykać do ściany lasy wzdłuż Rzeki Entów. Merry wiedział, gdzie się znajdują- czytał o lesie Fangorn w Rivendell. Schowali się pomiędzy grubymi konarami drzew. Pierwsze promienie słońca powitała bojowa pieśń Rohirrimów. Zbroje i włócznie lśniły czerwonym blaskiem. Świsnęły strzały. Kolejni orkowie padali od mieczy jeźdźców Rohanu. Ugluk zginął z ręki Trzeciego Marszałka, Éomera. Dopełniwszy krwawej roboty, wojownicy zebrali swoich poległych, usypali kurhan nad ich ciałami i odśpiewali żałobną pieśń. Na ogromnym stosie spalili trupy orków i rozsypali ich prochy po pobojowisku.

Taki był koniec bandy. Ani jeden świadek klęski nie uszedł, żeby donieść o niej wieść do Mordoru czy Isengardu. Tylko dym ze stosu wzbił się wysoko pod niebo, gdzie dostrzegły go liczne czujne oczy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:05, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 4
Drzewiec


Merry i Pippin kierowali się wciąż w głąb Fangornu. Czuli się coraz bardziej zmęczeni. W końcu zatrzymali się, żeby chwilkę odpocząć. Las, w którym się znaleźli, był bardzo stary, ciemny i duszny. Splątane konary zagradzały drogę. Wokół pełno było długich mchów, zeschłych liści. Gąszcz przypominał Pippinowi starą salę w Wielkim Dworze Tuków- sala ta nie zmieniała się, tylko starzała i niszczała przez lata. Hobbici nie mieli już prowiantu, kocu ani ciepłych rzeczy. Merry obawiał się, że w nocy przyjdzie im marznąć.

Właśnie rozmyślali, którędy iść dalej, gdy zauważyli, że w oddali między drzewami widać światło. Postanowili iść w tym kierunku. Wreszcie dotarli do ściany skalnej górującej nad morzem lasu. Wdrapali się na szczyt po czymś, co przypominało im schody wyrzeźbione przez wodę i wiatr- koślawe i nieregularne. Na skalnej półce stał powyginany stary pień, przypominający starego dziadygę, wpatrzonego w blask poranka. Pippin popatrzył na las w blasku słońca i stwierdził, że zaczyna go niemal lubić. Wtem zza ich plecami ktoś powiedział: On ma wrażenie, jakby polubił las! Dobre sobie! Bardzo łaskawie z twojej strony. Silne ręce uniosły hobbitów w powietrze. Ujrzeli przed sobą twarz olbrzymiego ni to człowieka, ni trolla- enta. Był wysoki na czternaście stóp, miał podłużną głowę i niezwykłe oczy- bardzo przenikliwe i głębokie; oczy osoby, która już wiele w życiu widziała.

Ent stwierdził, że Merry i Pippin nie przypominają mu żadnego znanego stworzenia. Nie mieścili się bowiem na liście, którą znał- był to stary spis wszystkich mieszkańców Śródziemia, jaki go nauczono dawno, dawno temu. Ent rzekł, iż nazywają go Fangornem, lub Drzewcem. Hobbici nigdy wcześniej nie słyszeli o entach, jednak postanowili zachować uprzejmość i przedstawili się. Drzewiec zapytał ich, co się teraz dzieje na świecie; jakie nowiny mu przynoszą. Wymienił imię Gandalfa, jego znajomego, dlatego hobbici przekazali mu smutne wieści o jego upadku w Morii i obiecali opowiedzieć całą historię. Zaproponował więc, że zabierze ich do swojego domku. Wziął ich na swoje potężne ramiona i ostrożnym, statecznym krokiem ruszył w stronę swego domostwa.

Po drodze hobbici zapytali Drzewca, dlaczego Keleborn ostrzegał ich przed Fangornem. Ent odparł, że on również ostrzegałby ich przed Lórien- to tajemniczy kraj i nie wszyscy mogą się do niego zapuszczać bezkarnie- tak jak i nie każdy wejść może do Lasu Fangorn. Opowiedział im także o drzewach i o entach- pasterzach drzew- że bronią dostępu złym duchom i niepożądanym; wychowują, uczą, chodzą wszędzie i pielą chwasty. Wreszcie dotarli do jego domu- wielkiej sali wykutej w zboczu góry, osłoniętej liśćmi dwóch drzew stojących przy wejściu, ze szpalerem drzew w środku oraz licznymi źródłami spływającymi do wielkiej misy stojącej u ich stóp. Gospodarz poczęstował hobbitów wodą entów i rozpoczęli rozmowę.

Hobbici opowiedzieli mu o wszystkich swoich przygodach, nie wspominając jednakże nic o Pierścieniu Jedynym. Drzewiec zaś przytoczył historię entowych żon- kiedyś, dawno temu, odeszły one w nieznane kraje, by tam założyć swoje ogrody, i entowie do dziś ich szukają. Drzewiec wspomniał też o swoich problemach z Czarodziejem Sarumanem. Twierdził, że władca Isengardu jest zdrajcą; że niszczy jego drzewa i wysyła orków w głąb lasu. Hobbici doradzili mu, aby położył temu kres. Drzewiec jednak nie chciał niczego robić pochopnie. Martwił się, że zostało ich już tak niewielu...

Następnego dnia Drzewiec zabrał hobbitów na wiec swych współplemieńców. Dzisiaj miało się odbyć zgromadzenie entów, na którym uradzono by, co zrobić w kwestii Sarumana. Szli dość długo. W końcu dotarli do szerokiej kotliny, otoczonej gęstym żywopłotem wiecznie zielonych drzew. Część entów znajdowała się już na miejscu, inni jeszcze dochodzili. Byli oni tak od siebie różni jak drzewa w lesie- jedni przypominali buki, inni dęby; smukli, wyprostowani, siwi, z mnóstwem palców u rąk i z długimi nogami; inni podobni do lip, jarzębin, jodły czy brzóz. Szeptali coś dźwięcznymi, lecz spokojnymi głosami. Błyskali cierpliwymi, zadumanymi, rozświetlonymi zielonymi iskrami oczami.

Rozpoczęła się narada. Drzewiec wiedział, że hobbici na pewno będą się nudzić, więc pozwolił im się trochę przespacerować po kotlinie. Po jakimś czasie dołączył do nich Fangorn oznajmiając, że zakończyła się pierwsza część narady. Przedstawił im też innego enta, Bregalada- Żwawca. Był to ent niezwykle pochopny, gdyż podjął już samodzielną decyzję i mógł dzięki temu towarzyszyć hobbitom. Zaprowadził ich do swojego domu- był to omszały głaz pośrodku zielonej skarpy, wokół którego rosły jarzębiny. Bregalad opowiedział im o swoich ukochanych jarzębinach, które zostały ścięte przez orków. Przy jego smutnej pieśni, hobbici usnęli, wsłuchani w łagodny głos nowego przyjaciela...

Entowie skończyli naradę dopiero trzeciego dnia. „Ra-hum-raa!”- zakrzyknęli, a drzewa zadrżały i przygięły się, jakby od podmuchu wichury. Bębny odezwały się uroczystym rytmem marsza i nad ich werbel wzbił się chór głosów czystych i silnych: Naprzód, naprzód, bęben nasz gra: ta-rand randa randa ram! Gdy Drzewiec znów dołączył do hobbitów, zauważył, że entowie naradzili się dosyć szybko. Ruszyli na twierdzę z pieśnią na ustach: Na Isengard, na Isengard! Zły los czeka kamienną włość! (...) Na Isengard, i mieczem w pierś, niesiemy śmierć, niesiemy śmierć!

Wyszli z Fangornu i zdawało się, jakby cały las maszerował za nimi. Słońce skryło się przed nimi za ciemny łańcuch gór. Zapadł zmierzch. Las Fangorn został za nimi w dole. Gdy armia zbliżyła się do szczytu górskiego grzebienia, śpiew ucichł. Cisza ogarnęła świat. Nie było słychać nic, prócz głuchego dudnienia ziemi i cichego szelestu, jak gdyby tysięcy spadających liści. Wreszcie stanęli na szczycie i spojrzeli w dół, w czarną przepaść- pod ich stopami u końca górskiego łańcucha ział głęboki Nan Kurunir, Dolina Czarodzieja Sarumana. „Noc leży nad Isengardem”- oznajmił Drzewiec spoglądając w mrok...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:06, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 5
Biały Jeździec


Gimli przemarzł do szpiku kości. Zbił ramiona i przytupnął kilka razy. Wstał nowy dzień. Razem z Legolasem i Aragornem przegryźli coś na śniadanie. Mieli zamiar poszukać jakichś śladów hobbitów, gdy tylko się rozwidni. Krasnolud ciągle był zaniepokojony starcem, którego widzieli zeszłej nocy. Nie pozostawił po sobie żadnych śladów, dlatego Gimli obawiał się, że była to zła zjawa Sarumana. Obieżyświat przyznał, że to dość prawdopodobne, ale nie mają pewności. Zastanawiały go zbiegłe konie- Legolas twierdził, że ich rżenie nie zdawało się strachliwe, lecz raczej szczęśliwe- ich głosy brzmiały tak, jak zwykle brzmiała mowa koni, gdy spotykały nie widzianego od dawna przyjaciela. Na razie jednak musieli odnaleźć przyjaciół.

Przywarli do gruntu i poczołgali się między drzewami, szukając jakiegokolwiek tropu. Strażnik pierwszy odnalazł ślad- liść mallornu, w jaki owinięte były lembasy, oraz przecięte powrozy. Gimli zauważył miecz orka, którym je przecięto. Elf miał mnóstwo pytań bez odpowiedzi. To dopiero zagadka- spętany jeniec uciekł zarówno orkom jak i jeźdźcom, a potem zatrzymał się w otwartym polu i przeciął pęta orkowym sztyletem. Wreszcie zadowolony z siebie, siadł i zaczął jeść. Aragorn przedstawił swoją wersję wydarzeń, ale nie potrafił wyjaśnić wszystkich wątpliwości. Obieżyświat dostrzegł wyraźne ślady hobbitów nad rzeką, kierujące się następnie w stronę lasu. Postanowili iść za nimi w gąszcz. Gimli nie był tym uszczęśliwiony- pamiętał o przestrodze z Lórien i nie podobała mu się duszna, ciemna puszcza. Legolas jednak zauważył, iż sam las nie jest zły, tylko z ciemnych zakątków wyczuwa się czujność i gniew. Ponadto był tak stary, że syn Thranduila znów poczuł się młody. Krasnolud zauważył, że elf zapewne poczułby się tu szczęśliwy i postanowił iść, skoro i Legolas szedł.

Aragorn odnalazł kolejne ślady Merry’ego i Pippina nieopodal strumyka. Szli, aż stanęli przed stromym urwiskiem, z którego Drzewiec wyglądał na świat. Zdecydowali wdrapać się na szczyt, aby rozejrzeć się po okolicy. Oczy elfa pierwsze dostrzegły postać przemykającą od drzewa do drzewa, ubraną w szare łachmany- tą samą, którą widzieli w nocy. Starzec z wolna przybliżał się ku nim, głowę miał spuszczoną, wspierał się kijem. Cała trójka przyjaciół czekała w czujności i skupieniu. Nagle starzec przyśpieszył i podbiegł do stóp skalnej ściany. Zaprosił ich, by zeszli na dół do niego i opowiedzieli swoją historię. Na pytanie Aragorna, jakie jest jego imię, zaśmiał się i zdziwił, że jeszcze go nie odgadli. Wyjawił, czego szukają w lesie i zachęcił do dłuższej rozmowy. Cała trójka dobyła broni, gdy ten usiadł na niskim, płaskim kamieniu. Gimli już rzucił pierwszą groźbę, gdy nieznajomy zwinnie wskoczył na szczyt skałki, zrzucił łachmany i kaptur. Błysnęła olśniewająca biel, laska wzniosła się w górę, bronie wypadł z rąk zdumionych towarzyszy. Mithrandir!- zawołał elf. Gandalf powrócił! Zszedł ze skały i znów okrył się płaszczem. Wyjaśnił, iż od dzisiaj jest tym, kim powinien być Saruman. Wpierw poprosił jednak, aby opowiedzieli mu całą swą historię od momentu jego upadku. Gandalf słuchał uważnie. Zasmucił się śmiercią Boromira, lecz ucieszył, gdyż syn Denethora wyszedł z próby zwycięsko. Bardzo uradowała go też wieść, iż Sam poszedł z Frodem wypełnić misję. Wreszcie przedstawił im swoje zdanie w kwestii Pierścienia Jedynego- Nieprzyjaciel wie, że Pierścień jest w drodze i niesie go hobbit, wie również ilu jest członków Drużyny Pierścienia i z jakich ras pochodzą. Przypuszcza jednak, iż zmierzają do Minas Tirith, bo sam tak by właśnie postąpił. Rozumie, że byłby to dotkliwy cios dla jego potęgi. Jest w strachu, gdyż boi się, że nowy właściciel Pierścienia zapragnie go strącić z tronu, aby zająć jego miejsce. Do głowy mu nie przyszło, żeby ktokolwiek próbował go zniszczyć- w tym też kryje się cała szansa i cała nadzieja. Sauron, zamiast pilnować swojego kraju, ma oko utkwione w oddali- szczególnie na Minas Tirith. Rzuca do walki wszystkie przygotowane z dawna siły. Lada dzień cała swą potęgą spadnie na stolicę Gondoru...

Gandalf wyjawił także, że jego zamiary uprowadzenia hobbitów nie powiodły się dzięki Sarumanowi- podwójnemu zdrajcy. Władca Pierścieni dowiedział się o próbach przechwycenia zakładników przez Czarodzieja. Jeżeli Minas Tirith upadnie, źle będzie z Sarumanem. Chytry przeciwnik Gandalfa tak śpieszył się po zdobycz, że aż wyszedł na spotkanie swym służalcom. Przybył jednak za późno i po bitwie nie zastał już nikogo. Nie wie on o wielu rzeczach, jakie mu grożą. Nie wie też o nowym terrorze- Skrzydlatych Wysłannikach- Nazgûlach dosiadających uskrzydlonych bestii. Wyjaśniło się też, że to właśnie Saruman odwiedził przyjaciół zeszłej nocy. Gandalf wrócił do sprawy Merry’ego i Pippina- przybycie hobbitów i wieści przez nich przyniesione stały się kroplą, która przepełniła miarę. Opowiedział, kim są enty i kim jest Fangorn. Dodał także, że ich gniew wkrótce skieruje się przeciw Sarumanowi.

Czarodziej wstał i spojrzał w niebo. Zbliżało się południe, więc musieli jak najszybciej ruszać. Aragorn zapytał, czy nie będą szukać dalej hobbitów, jednak Gandalf stwierdził, że ich droga wiedzie teraz w innym kierunku- ku Edoras, stolicy Rohanu, gdyż tam będą teraz najbardziej potrzebni. Wszyscy postanowili, iż pójdą za Gandalfem- ich wodzem i chorążym, ich Białym Jeźdźcem potężniejszym od Czarnych Jeźdźców Saurona. Na pytanie Gimliego, jak rozprawił się z Balrogiem, cień zasnuł twarz Czarodzieja. Przywołał wspomnienia, iż długo spadał w dół, a on razem z nim. Walczyli ze sobą, a potem Balrog wywiódł go aż do Nieskończonych Schodów, gdzie stoczyli ostateczną bitwę. W końcu strącił go w przepaść i sam stracił przytomność. Został przywrócony światu. Na szczycie Kelebdila odnalazł go orzeł Gwaihir, Władca Wichrów. Wziął go na barki i poniósł w świat- ku Karas Galadhon, gdzie wyleczył się i odział w biel.

Galadriela kazała przekazać każdemu inne słowa. Aragornowi kazała powiedzieć:
„Gdzież to Dunedainowie, o, Elessarze?
Któż twoim krewnym w wędrówkę iść każe?
To, co zgubione, już z mgły się wyłania,
Z północy jedzie już szara Kompania.
Dla ciebie mroczna ścieżyna, sąsiedzie;
Trup strzeże drogi, co ku morzu wiedzie. ”

Legolasowi poleciła rzec:
„O, Legolasie, dobrze żyłeś w lesie
W ciągłej radości. Teraz morza strzeż się!
Gdy krzyk usłyszysz mewy o wieczorze,
Serce twe nigdy nie spocznie już w borze!”

Gimliego zaś kazała pozdrowić i przekazać, że gdziekolwiek zdąża, jej myśli biegną za nim. I żeby zawsze uważnie obejrzał drzewo, nim podniesie na nie swój toporek. Uradowany krasnolud wykrzyknął na to: Dalejże! Dalej! Skoro głowa Gandalfa jest święta i nietykalna, poszukajmy innej, którą by mi wolno było rozłupać. Gandalf gwizdnął przeciągle, czysto i donośnie. Wędrowcy usłyszeli tętent kopyt i ich oczom ukazały się trzy wierzchowce- Arod, Hasufel i przywódca Mearasów, książąt wśród koni- Cienistogrzywy; piękny, ogromny, srebrzystobiały rumak- perła wśród wierzchowców, godny Białego Jeźdźca.

Dosiedli koni i ruszyli w długą drogę wśród łąk i rzecznych zalewów, pośród bujnej trawy, gęstych trzcin, przez ścieżki i bez nich, cały czas przed siebie- ku Meduseld, ku Białym Górom i Bramie Rohanu. Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy dotarli do Bramy Rohanu. Ponad nią wzbijały się ogromne dymy. Legolas zapytał, co to może oznaczać. Gandalf odpowiedział krótko, przynaglając Cienistogrzywego- Bitwę i wojnę! Naprzód! Czterech jeźdźców pomknęło w zapadający zmrok, znaczący krwawą łuną ciemne góry...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:06, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 6
Król ze Złotego Dworu


Gandalf Biały, Aragorn, Legolas i Gimli długo cwałowali na swych rumakach. Zatrzymali się na krótko wieczorem, żeby się przespać. Jeden tylko Gandalf czuwał bezustannie. Zebrali się ponownie późną nocą i ruszyli w dalszą drogę. Do świtu przebyli wiele mil, docierając wreszcie do wydłużonej zatoki wśród gór. W jej wylocie sterczał wysoki pagórek, na którym stał gród ludzi- otoczony fosą, z najeżonym cierniami żywopłotem. Wewnątrz niego wystrzeliwały w górę dachy domów, a na terasie pośrodku stał dumny, wysoki, ogromny dwór, okryty złotem- tak opisywał, co widzi, bystrooki Legolas. Gandalf wyjaśnił, iż dziedziniec wokół dworu zwie się Edoras, a Złoty Dwór to Meduseld. W nim mieszka Théoden, syn Thengla, król Rohanu.

Kraj zielenił się wokół. U stóp obronnego wzgórza droga biegła w cieniu zielonych kopców, na których gęsto rosły drobne kwiaty- niezapominki, simbelmyne w języku Rohirrimów, albowiem rosły na miejscach, gdzie spoczywali zmarli. Siedem kurhanów leżało od lewej strony drogi, a dziewięć z prawej. Gandalf wzruszony otaczającymi go symbolami wielkiej historii zaczął śpiewać pieśń w języku Rohirrimów, o przemijaniu i pamięci dawnych dni. Ułożono ją dawno temu w hołdzie Eorlowi Młodemu, który przybył tu z północy na swym rumaku Fealrofie- wyjaśniał Aragorn.

Wjechali pod górę i stanęli przed bramą Edorasu. Tu zatrzymali ich uzbrojeni strażnicy w błyszczących zbrojach. Rohrrimowie znali zagrożenie czające się na Wschodzie i nie często witali w swej ojczyźnie gości. Strażnik zażądał, by wyjawili kim są i dlaczego przybyli do Edoras na koniach podobnych ich wierzchowcom. Aragorn wyjaśnił, iż przyszedł oddać Aroda i Hasufela, dar od Éomera, III Marszałka Rohanu. Nieznajomy nie chciał nic o nim powiedzieć, rzekł tylko, iż Smoczy Język zabronił wpuszczać obcoplemieńców z woli króla. Gandalf słyszał już to imię nieraz i tym bardziej ponaglił, ażeby ich wpuszczono. Czarodziej przedstawił swych towarzyszy i dodał, iż on także pragnie oddać królowie swego rumaka- Wielkiego Cienistogrzywego. Wartownik odszedł i wrócił po chwili, oznajmiając, iż król zgodził się ich przyjąć, jednak bez broni u pasów. Minęli bramę, przeszli obok wielu drewnianych domów i ciemnych drzwi, po szerokich schodach wspięli się ku kamiennym ławom, na których siedzieli kolejni strażnicy z obnażonymi mieczami. Przewodnik pożegnał się i odszedł. Jeden z odźwiernych o imieniu Hama poprosił ich o pozostawienie broni. Wszyscy wzdrygali się z początku, ale ostatecznie wypełnili polecenie. Tylko jeden Gandalf wziął ze sobą swą laskę, aby, jak mówił, podpierać się nią w drodze.

Gwardziści odsunęli rygle i otworzyli drzwi. Goście weszli do ogromnego, ciemnego wnętrza, pełnego cieni i półświateł. Potężne filary wspierały strop, różnobarwna posadzka pokryta była runami. Rzeźby kryły filary, a jedna z nich przedstawiała młodego rycerza na białym koniu, ze złotym rogiem i złotymi włosami - Eorla. Czwórka przyjaciół minęła ogromne ognisko rozpalone na środku sali i stanęła przed złoconym fotelem, na którym spoczywał starzec z siwymi włosami i brodą długą do kolan. Za jego fotelem stała młoda kobieta w białej sukni. U nóg wzniesienia siedział chudy człowiek o bladej twarzy i opuchniętych powiekach.

Gandalf pierwszy się przywitał. Jednak Théoden nie wydawał się zadowolony z jego wizyty - przypomniał, że jest zwiastunem złych wieści i nie ma powodów, aby cieszyć się z jego przybycia. Smoczy Język gorliwie się z nim zgodził i przypomniał, że sam nadał Czarodziejowi imię Lathspell- Zła Nowina. Gandalf próbował ripostować, ale Smoczy Język miał gotowe kontrargumenty. Przypomniał, iż ośmielił sobie wziąć Cienistogrzywego, a sam nie przyprowadza im dziś żadnej pomocy- wojowników, rynsztunku, wierzchowców... Czarodziej stwierdził, że grzeczność staniała na dworze Rohirrimów, mimo iż przyszło im gościć tak godne osoby, które przebyły wiele mil, spowici w płaszcze elfów- ich przyjaciół. Smoczy Język zarzucił od razu, iż są sojusznikami czarownicy ze Złotego Lasu. Przerwał mu Gimli, który zanucił krótką pieśń o Lórien. Gandalf przyśpiewywał z cicha. Gdy krasnolud umilkł, starzec przykazał Grimie - Smoczemu Językowi, milczeć. Zwrócił się do Théodena - że przynosi mu rady i nadzieję; że Rohan i Gondor nie są osamotnione w swej walce. Król, choć zdawał się zmęczony, żywiej błysnął oczami, słuchając słów Gandalfa. Wstał i już miał sięgnąć po swój zapomniany oręż, ale u jego boku nie było już jego miecza, Herugrima. Wtedy zjawił się Éomer, który przyklęknął i zaoferował swemu władcy własną broń. Théoden po chwili wahania sięgnął po miecz i czystym głosem zawołał pobudkę do broni w języku Rohirrimów.

Król Rohanu obudził się z zatrutego snu, w jaki wprawiał go podstępny Smoczy Język. Teraz Théoden zdał się na rady Czarodzieja, który poradził mu, aby natychmiast zwołał armię i zażegnał zagrożenie, jakie stwarzał Saruman. Wrócił Hama, prowadząc z sobą bladego Grimę. Po krótkiej wymianie zdań z władcą, w której Smoczy Język starał się jeszcze raz wkraść w łaski króla, został on odegnany do swego prawdziwego pana, Sarumana Wielu Barw, który przez długi czas przemawiał przez jego usta.

Rohirrimowie zaczęli szykować się do wojny. Czwórka towarzyszy została zaproszona do zbrojowni, gdzie każdy mógł wybrać sobie, co zechciał. Éowina, siostra Éomera, spełniła pożegnalny puchar ze wszystkimi gośćmi. Gdy podała go Aragornowi, spojrzała na niego błyszczącymi oczami i lekko zadrżała. Obieżyświat nie był tym zachwycony. Théoden wydał ostatnie rozkazy i spytał obecnych, jakiego namiestnika chcieliby wybrać na czas jego nieobecności. Hama zaproponował Éowinę i tak też postanowiono.

Władca Rohanu zszedł po schodach z Gandalfem u boku, zostawiając w tyle, u szczytu schodów, księżniczkę Rohanu. Gimli już nie mógł się doczekać walki i narzekał, że ludzie zawsze muszą się nagadać, zanim przejdą do czynu. Wokół czekali już jeźdźcy, których włócznie jeżyły się jak las. Głośno pozdrowili Théodena. W tłumie odnaleźli Éomera, który przypomniał krasnoludowi o lekcji grzeczności, jakiej miał mu udzielić i zaproponował wspólną jazdę na jego wierzchowcu - Ognistym. Gimli grzecznie podziękował, ale poprosił jednak, aby Legolas jechał obok nich. Gandalf głośnym gwizdnięciem przyzwał do siebie Cienistogrzywego. Odrzucił szary płaszcz, zdjął kapelusz. Śnieżne włosy rozwiał mu wiatr. „Patrzcie! Biały Jeździec!” - zawołał Aragorn, a wszyscy zaczęli powtarzać jego okrzyk. „Nasz król i Biały Jeździec! Naprzód, plemię Eorla!” Zagrały trąby, konie rżały, stawały dęba, włócznie szczękały o tarcze. Król uniósł rękę i potężna armia Rohanu niczym grom ruszyła naprzód. Éowina długo jeszcze wpatrywała się w znikające sylwetki na równinie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:07, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 7
Helmowy Jar


Kiedy Aragorn, Gimli, Legolas, Gandalf, Éomer i Théoden wraz z armią wyruszyli z Edoras zbliżał się wieczór. Posuwali się szybko. Liczył się pośpiech. Po pięciu godzinach szaleńczego galopu zatrzymali się na postój. Noc minęła spokojnie. O świcie znów ruszyli naprzód. Gandalf zapytał Legolasa, czy widzi coś w kierunku Isengardu. Bystre były oczy elfa, lecz nie mógł on nic dostrzec, ponieważ wzrok przesłaniał mu cień rzucony przez jakąś potężną siłę. Słońce chyliło się już ku zachodowi, kiedy przednie straże dostrzegły zbliżającego się jeźdźca. Wojownik złożył relację. Wojna nie układała się zbyt pomyślnie. Wojska Rohanu zostały zmuszone do odwrotu za Isenę. Erkenbrand z wojownikami z Zachodniej Bruzdy wycofywał się do warowni w Helmowym Jarze. Wojownik pytał, gdzie jest Éomer. Jakież było jego zdumienie, gdy okazało się, że oddziałem dowodzi sam król Théoden. Oddział udał się więc w stronę Helmowego Jaru. Nieoczekiwanie Gandalf pożegnał się z nimi i pomknął na Cienistogrzywym w nieznanym kierunku.

Rohirrimowie posuwali się naprzód całą noc. Doszły ich wieści, że orkowie także kierują się w stronę twierdzy. Widziano również Gandalfa, jak pędził na swym rumaku przez step. Okazało się ponadto, że Smoczy Język dołączył do Sarumana. Éomer obawiał się, że wróg mógł się już dowiedzieć, iż król zdąża na czele pochodu do twierdzy. Gdy dotarli nad Zieloną Roztokę, ujrzeli ogromną, ścigającą ich armię. Oddział był za mały, żeby bronić szańca, więc zostawiono tam tylko tylną straż. W Rogatym Grodzie króla powitano okrzykami radości. Nadzieja znów wstąpiła w serca obrońców.

Gimli i Legolas stanęli na murach. Krasnoludowi bardzo podobały się góry, natomiast elf żałował, że nie ma tu łuczników z Mrocznej Puszczy. Nagle od strony Szańca dały słyszeć się krzyki. Nieprzyjaciel już się zbliżał. Napastnicy ruszyli ku bramie. Éomer i Aragorn dostrzegli, co się dzieje, i ruszyli na pomoc. Dobyli mieczy i zaatakowali orków pod bramą. Zdążyli w sama porę. Jednak tłum wysłanników z Isengardu już się zbliżał. Przyjaciele rzucili się z powrotem do ucieczki. Éomer niechybnie by zginął, gdyby nie Gimli, który nagle wyskoczył z cienia. Okazało się, że przyczaił się tam, kiedy rycerze wyszli za mury. W tym samym czasie Legolas położył z łuku 20 orków.

Obrońcy byli coraz bardziej znużeni. Walka wydawała się beznadziejna. Wciąż nadciągały nowe nieprzyjacielskie oddziały. Nagle w głębi jaru dał się słyszeć hałas. To orkowie przedostali się przez przepust, przez który spływał potok. Nieprzyjaciel dostał się za mury. Gimli powalił kolejnych 21 orków. Legolas był jednak od niego lepszy- położył w tym czasie 24. Zbliżał się świt, kiedy wydarzyło się coś strasznego. Orkowie podpalili ognie Orthanku i wysadzili przepust. Niespodziewany atak zmiótł obrońców. Gimli rozłączył się z Legolasem. Został w Jarze za murem. Tymczasem Aragorn udał się na rozmowę z królem. Théoden stracił wiarę w zwycięstwo. Dręczyło go zwątpienie. Postanowił o świcie zebrać ludzi i wyruszyć za mury. Obieżyświat zgodził się pojechać wraz z nim.

Świt był już blisko. Aragorn stanął nad główną bramą. Orkowie wyszydzili go. On jednak zagroził im, że ich zguba jest już bliska. Nagle dał się słyszeć straszliwy huk. Brama rozpadła się. Lecz w tym samym momencie usłyszeli za sobą krzyk mnóstwa głosów. Nagle rozbrzmiał donośny dźwięk rogu Helma. Odpowiedziały mu inne odgłosy rogów. Wstał nowy dzień. Król wraz z Aragornem ruszyli za mury. Dotarli aż do Szańca. Okazało się, że w miejscu trawiastej doliny rósł teraz gęsty, ciemny las. Na szczycie wzgórza ukazał się Gandalf, a wraz z nim Erkenbrand. Natarcie rozbiło szeregi orków. Żaden z nich nie powrócił stamtąd żywy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:07, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 8
Droga do Isengardu


Nad Helmowym Potokiem znów spotkali się Gandalf i Théoden. Towarzyszyli im Aragorn, Legolas oraz Erkenbrand z Zachodniej Bruzdy. Dołączyli do nich także Gimli i Éomer. Krasnolud powalił swoim toporkiem 42 orków, wygrywając z Legolasem jednym przeciwnikiem. Król serdecznie przywitał się z Éomerem. Wszyscy pytali Gandalfa, skąd wziął się tajemniczy las, który niespodziewanie wyrósł na wzgórzu. Czarodziej odparł, że nie jest on jego dziełem- stworzyła go pradawna siła. Théoden wciąż nie wiedział, jakie jest rozwiązanie zagadki. Gandalf poradził mu, aby udał się wraz z nim do Isengardu, gdzie wszystko się wyjaśni. Władca Rohanu zgodził się. Postanowił zabrać ze sobą Éomera i przybocznych jeźdźców. Z Gandalfem pojechać zaś mieli Legolas i Gimli. Po południu odbyły się uroczystości pogrzebowe. Król sam rzucił pierwszą grudę ziemi na mogiłę wiernego wojownika Hamy.

Jeźdźcy ruszyli wieczorem. Las jak gdyby rozstąpił się przed nimi. Był ciemny, duszny i nieco straszny. Gimli bał się puszczy. Legolasowi jednak bardzo się ona podobała. Krasnolud z rozmarzeniem wspomniał piękne pieczary w Helmowym Jarze. Umówili się, że gdy wszystko się skończy, Legolas zwiedzi jaskinie, a Gimli obejrzy wraz z nim las Fangorn. Kiedy wyjechali spośród drzew, elf dostrzegł w mroku jakieś oczy. Chciał natychmiast pędzić z powrotem do lasu. Gandalf jednak nie pozwolił mu. W tym samym momencie z haszczy wynurzyły się trzy potężne, podobne do drzew postacie. Jeźdźcy bardzo zdumieli się na ten widok. Czarodziej wyjaśnił im, że to pasterze drzew, czyli entowie. Théoden był zaskoczony, bo słyszał o nich jedynie w baśniach.

Kiedy dotarli do brodu na Isenie, czekała ich nowa niespodzianka. Tam, gdzie jeszcze niedawno płynęła rzeka, zostało teraz tylko wyschnięte koryto. Od brodów do Isengardu prowadził gościniec. Dolina tonęła w ciemnościach. Z jej głębi bił w niebo słup dymu i pary. Ten widok bardzo zdziwił Aragorna. Éomer też był zaskoczony na widok zmian, jakie tu zaszły. Zwykle nad Isengardem unosiły się dymy. Teraz w niebo biły opary. Rozbili obóz nad Iseną. Nagle zauważyli, że zbliża się w ich stronę chmura cienia. Wokół wędrowców zgęstniała mgła. Po obu stronach obozu panowały nieprzeniknione ciemności. Słychać było szepty i pomruki. W końcu chmura przesunęła się i zniknęła. Tymczasem w rogatym Grodzie też słychać było w nocy hałasy. Jakież było ich zdumienie, gdy okazało się, że wszystkie trupy orków uniknęły. Nie było już także tajemniczego lasu. Poniżej szańca stanął kopiec kamieni. Domyślano się, że tam właśnie pochowano poległych orków. Miejsce to nazwano Wzgórzem Śmierci, bo nawet trawa nie chciała tam rosnąć.

O świcie rzeka powróciła do swego koryta. Król ruszył w dalsza drogę. Isengard bardzo się zmienił. Biała ręka wskazująca drogę była poplamiona jak gdyby skrzepłą krwią. Wszędzie unosiła się mgła. Przy drodze stała woda. Brama do twierdzy leżała strzaskana na ziemi. Wszędzie walały się kamienie i gruzy. Cały wewnętrzny krąg również był spustoszony. Pośrodku stało jezioro, z którego sterczała do góry wieża Orthanku. Nieopodal bramy widniało wielkie rumowisko, na którym siedziały dwie drobne osoby. Jedna z nich palił fajkę. Wokół stały talerze, miski i butelki. Nieznajomy podszedł do króla i przedstawił się. Powitał monarchę bardzo dwornie i oznajmił, że ma na imię Meriadok, a jego towarzysz zwie się Peregrin. Obaj byli odźwiernymi Isengardu. Merry poinformował także przybyłych, że Saruman jest w tym momencie zajęty rozmową ze Smoczym Językiem. Gandalf zapytał, czy to Saruman kazał im pilnować bramy. Merry odparł, że ten rozkaz otrzymał od Drzewca, który teraz wziął we władanie Isengard. Gimli poczuł się urażony, że hobbici się z nim nie przywitali. Podczas, gdy on ryzykował życie gnając im na ratunek, oni ucztowali i palili fajkę. Pippin stwierdził, że to wszystko łupy wywalczone w boju. Krasnoludowi trudno było w to uwierzyć. Théoden był bardzo rad ze spotkania z hobbitami, o których tyle słyszał. Zdziwiło go też, że niziołki puszczają ustami dym. Merry pośpieszył z wyjaśnieniami. Już miał opowiedzieć całą historię fajkowego ziela, kiedy przerwał mu Gandalf. Zapytał, gdzie jest Drzewiec. Hobbit oświadczył, że ent czeka na nich pod północną ścianą. Czarodziej i Théoden udali się więc na spotkanie z nowym władcą Sarumanowej dziedziny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:08, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 9
Zdobycze wojenne


Przyjaciele znaleźli się w twierdzy Sarumana Wielu Barw, Isengardzie. Gandalf wraz z królem Théodenem odjechali na wschód, by okrążyć pierścień zwalonych murów, zaś Aragorn, Gimli i Legolas zostali przy ruinach bramy, by porozmawiać z Merry’m i Pippinem. Obie strony miały dużo do powiedzenia o swoich wcześniejszych przygodach, ale hobbici zaproponowali, aby najpierw coś przekąsić. Zaprowadzili ich do komnaty wykutej w kamieniu, ze stołem i kominkiem. Pippin przyniósł co nieco ze spiżarni na piętrze- było to ludzkie jadło, albowiem Saruman nie ufał w pełni orkom i trzymał w swej twierdzy również ludzi- zapewne tych najlojalniejszych i najbardziej zaufanych. Były więc grzanki, chleb, solona wieprzowina, boczek, piwo i wino... Przy okazji wydała się tajemnica wyższego wzrostu Merry’ego i Pippina- opowiedzieli oni o napoju entów, który przez jakiś czas służył im za jedyne jadło. Ponadto Pippin poczęstował Aragorna i Gimliego fajeczką z fajkowym zielem, które znaleźli w beczułkach składowanych w podziemiach Czarodzieja.

Hobbici zaczęli na przemian opowiadać przyjaciołom swoje przygody- wspomnieli waleczną obronę Boromira, porwanie przez Ugluka, Grisznaka i okrutne orki, bitwę z udziałem jeźdźców Rohanu, ucieczkę do lasu Fangorn, naradę entów i marsz na Isengard. Merry wytłumaczył pozostałym, że entom towarzyszyli także huornowie- według przypuszczeń Brandybucka- entowie, którzy upodobnili się niemal całkowicie do drzew, nieco zdziczali i bardzo niebezpieczni. Dolinę Czarodzieja armia Drzewca osiągnęła wieczorem. Noc była ciemna i pochmurna. Na wszystkich północnych stokach w krąg nad Isengardem wyrósł wielki las, ale nieprzyjaciel nie pokazywał się, tylko wysoko na wieży świeciło się jedno okno. Z ramion Drzewca, który zaczaił się w pobliżu bramy, mogli obserwować godzinny wymarsz oddziałów Sarumana- niezliczone szeregi orków, pułki jazdy na wilkach, oddziały ludzi oraz półorków- wszystkich razem około 10 tysięcy.

Gdy wroga armia odmaszerowała, twierdza pozostała ogołocona z załogi. Drzewiec rzekł wówczas: „Ja mam dzisiaj rozprawić się z Isengardem, z jego skałą i kamieniem”. W ciemnościach huornowie pomaszerowali za oddalającymi się orkami. Tymczasem Drzewiec stanął pod zamkniętą bramą i zaczął łomotać, wzywając Sarumana. Sypnął się grad strzał i kamieni, ale te tylko rozdrażniły entów. Dowódca leśnej armii zagniewał się bardzo, krzyknął głośno swoje „hum, hum!” i kilkunastu entów natychmiast rozniosło przeszkodę. Za ten czas inni już rozwalali mury. Gdy przepuszczono szturm, reszta załogi kryjąca się w twierdzy zaczęła umykać wybitymi w murze dziurami. Ludzi entowie puszczali z życiem, po dokładnym przepytaniu, ale z orków niewiele ocalało. Saruman, który w czasie ataku był najwyraźniej przy bramie, umknął w popłochu. Początkowo nikt go nie spostrzegł, ale noc się rozpogodziła i wtedy Żwawiec krzyknął: „Morderca drzew! Morderca drzew!” Pędem rzucił się za nim, ale uciekający dopadł schodów Orthanku w ostatniej chwili. Trzasnął drzwiami przed nosem Żwawca i natychmiast uruchomił swoje przebiegłe machiny- buchnęły płomienie i cuchnące dymy, szyby zionęły ogniem, a wielu entów doznało ciężkich oparzeń. Brzozowiec spłonął jak pochodnia...

Enty rozgniewały się nie na żarty. Tłumy naparły na Orthank, ale wieża była nie uległa. Wtedy Drzewiec wystąpił na środek i krzyknął, ale z wieży dobiegł go przeraźliwy śmiech. Enty zgromadziły się wokół swego przywódcy, który przedkładał im swoje plany. Rozstawiono czaty wokół wieży, inni zaś odeszli ku północy. Hobbici bez celu kręcili się po dolinie jeszcze następnego dnia. Entowie i huornowie kopali ogromne jamy i doły, budowali zbiorniki i tamy, łączyli wody rzeki Iseny i innych potoków. Pod wieczór wrócił Drzewiec i ostrzegł ich, by na siebie uważali, bo mają zamiar zalać Isengard. Wtedy nadjechał Gandalf na swym rumaku. Pippin słowa nie mógł wykrztusić, ale Gandalf nie wydawał się nawet zdziwiony z widoku dwóch hobbitów w otoczeniu entów. Poszedł porozmawiać z Drzewcem i dopiero potem zamienił kilka słów z przyjaciółmi.

Pippin i Merry położyli się spać na skalnym usypisku. Wszystko spowijały mgły. Setki huornów śpieszyło na pomoc Rohirrmom. Gdy księżyc zniżył się nad góry na zachodzie, kotlinę zaczęła wypełniać woda. Isengard zamienił się w olbrzymią, płaską misę, dymiącą i bulgocącą. Opary skupiały się i unosiły na kształt olbrzymiego parasola z chmur, sterczącego ponad milę nad ziemią.

Hobbici wspomnieli jeszcze odwiedziny Smoczego Języka. Przyjechał on tego dnia nad ranem. Nie mógł uwierzyć własnym oczom w to, co zobaczył. Już chciał uciekać, ale z konia zsadził go Drzewiec. Zaczął się bronić, że miał poselstwo do Sarumana, ale Drzewiec wiedział, kim jest naprawdę, bo uprzedził go Gandalf. Kazał mu iść do Czarodzieja- zgodnie ze słowami Gandalfa- by zamknąć wszystkie szczury w jednej pułapce. Tak też się stało.

Tego dnia po południu zjawili się oni- Aragorn, Gimli, Legolas, król Rohanu, Gandalf i świta. Czekali na nich, gdyż o ich przyjeździe uprzedził ich Drzewiec. Aragorn, spoglądając na liście z Longbottom, zauważył ponuro, że prawdopodobnie szpiedzy Sarumana przebywają również w Shire. Obieżyświat obiecał o tym wspomnieć Gandalfowi, chociaż wydawało mu się, iż taka sprawa może być potraktowano przez Gandalfa jako błahostka...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:08, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 10
Głos Sarumana


Woda już opadła i przyjaciele mają okazję, by spojrzeć na to co zostało z potęgi Sarumana. Nad twierdzą wciąż jednak góruje Wieża Orthanku, a w niej przebywa ciągle groźny Saruman. Legolas dostrzega jeźdźców – okazują się nimi być Gandalf i Theoden, którzy przybyli złożyć wizytę czarodziejowi. Gandalf ostrzega, że wbrew pozorom Saruman jest nadal niebezpieczny, a jego głos zachował złowrogą moc.

Skała Orthanku oparła się atakowi entów i pozostała właściwie nienaruszona. Hobbici szybko wyczuwają grozę tego miejsca. Na spotkanie z Sarumanem idą Gandalf, Theoden, Eomer, Aragorn, Gimli i Legolas, jednak pierwszą osobą, którą widzą jest nie czarodziej, ale Grima – Gadzi Język, który powrócił na służbę do swego pana. Po chwili jednak wychodzi Saruman we własnej osobie. Jak stwierdza Gimli – jest on równocześnie podobny i niepodobny do Gandalfa i tak jak ostrzegał Mithrandir jego głos wciąż zachował swój czar.

Nie wszyscy jednak mu ulegają. Usiłuje namówić Theodena do zawarcia pokoju i ponownego sojuszu, ale zarówno stary król jak i Eomer dostrzegają fałsz, który sączy się z ust czarodzieja. Wtedy też na chwilę wszyscy widzą prawdziwe oblicze Sarumana i złość, którą się kieruje. Nie udaje mu się też nic wskórać w czasie rozmowy z Gandalfem. Na propozycje wygłoszone przez Sarumana czarodziej odpowiada śmiechem i przedstawia ultimatum, szansę na to by zdrajca uszedł z życiem. Ten jednak wybiera dalsze życie w wieży, osaczony przez enty z jednej strony i spodziewający się zemsty Saurona, którego próbował oszukać. Nie docenia jednak siły nowego Gandalfa – to już nie czarodziej, którego próbował ujarzmić i uwięził na szczycie Orthanku, ale potężny Istari, który wyrwał się z objęć śmierci. Gandalf bez trudu zmusza Sarumana, by ten wysłuchał go do końca, a potem widząc fiasko rozmów wyklucza go z grona czarodziejów i łamie jego różdżkę. Nagle z wyższego piętra wypada czarna kryształowa kula i jedynie o włos mija głowę Gandalfa. To Gadzi Język próbuje zemścić się, ale bez skutku. Gandalf zauważa, że ciemna kula to palantir, którego straty Saruman będzie z pewnością bardzo żałował.

Gandalf i przyjaciele udają się na spotkanie z Drzewcem, zdając relację z rozmowy z Sarumanem. Ent zapewnia, że on i jego towarzysze przypilnują by czarodziej nie opuścił swojej wieży.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:08, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 3 rozdział 11
Palantír


Gandalf ze swymi towarzyszami oraz królem Theodenem wyrusza z ruin Isengardu. Wciąż mają świeżo w pamięci wydarzenia u stóp Orthanku, o czym przypomina Merry w rozmowie z Gandalfem, którego namawia na nocny postój. Czarodziej zamierza jednak jechać jeszcze parę godzin... Zmienia też plany. Orszak nie pojedzie prosto do Edoras, ale do twierdzy w Helmowym Jarze skąd Theoden wyruszy dopiero do Dunharrow. Gandalf tłumaczy Meriadokowi, że muszą być teraz szczególnie ostrożni – wygrali bowiem bitwę, ale cała wojna jest dopiero przed nimi, a zwycięstwo nad Sarumanem tylko zwiększy zainteresowanie ze strony Czarnego Władcy. Czarodziej zastanawia się też w jaki sposób Saruman komunikował się z Sauronem.

Wkrótce po opuszczeniu Doliny Iseny przychodzi pora na odpoczynek. Drużyna rozbija obóz i wystawia straże. Merry i reszta szybko zasypiają, ale nie Pippin. Ten odczuwa dziwny, niewytłumaczalny niepokój. Czyżby miało zdarzyć się coś złego? Nocna krzątanina budzi w końcu Merrego, który wspomina z przyjacielem ostatni „wygodny” nocleg w Lorien. Rozmawiają też o Gandalfie – zdaniem Merrego Czarodziej jest teraz „bardziej dobrotliwy i bardziej groźny, i weselszy, i uroczystszy niż dawniej”. Ciekawość hobbitów budzi coś jeszcze – tajemnicza kula, którą rzucił Grima, a z której zdobycia tak ucieszył się Gandalf. Co to jest i do czego służy?

Pippin nie potrafi pohamować swojej ciekawości. Gdy cały obóz zasypia, hobbit podkrada się do śpiącego Gandalfa. Delikatnie wykrada kryształową kulę, a w jej miejsce zawija kamień. Głos rozsądku każe mu odłożyć zdobycz z powrotem, ale przedtem może przecież rzucić tylko okiem na zawiniątko... Kula jest czarna, ale wewnątrz hobbit dostrzega delikatny blask. Wkrótce kryształ już cały płonie, a sparaliżowany hobbit nie jest w stanie się poruszyć. Wreszcie z jego gardła wydobywa się przejmujący krzyk – nieprzytomny hobbit pada na ziemię... Gdy Gandalf cuci go z jest ust wydoby się obco brzmiący głos: „Nie dla ciebie, Sarumanie! Przyślę po nią wkrótce.”. Dopiero teraz Pippin odzyskuje zmysły.

Przesłuchanie hobbita wypada pomyślnie. Mimo, że przez kryształ przemawiał do niego Sauron, to Pippin nie odniósł żadnego uszczerbku na zdrowiu i co ważniejsze nie zdradził też żadnych sekretów. Cała ta przygoda uświadamia jednak Gandalfowi jak ostrożnymi muszą być teraz – niebezpieczeństwo może się bowiem czaić w najmniej spodziewanych miejscach. Wydarzenie to przyspiesza też kolejne decyzje Gandalfa – drużyna musi się rozdzielić. Czarodziej i Pippin muszą wyruszyć do Minas Tirith, a sam kryształ powierza Aragornowi.

Nagle nad obozem dostrzegają przerażający cień – to Nazgul, wysłannicy Saurona są już bardzo blisko...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:11, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 4 rozdział 1
Obłaskawienie Sméagola


Froda i Sama czekała ciężka przeprawa przez kamieniste zbocza łańcucha Emyn Muil. Wspinali się po nagich zboczach nieraz zawracając, gdy urywała się droga. Mimo wszystko, po trzech dniach od rozpadu Drużyny Pierścienia posunęli się znacznie na wschód, trzymając się zewnętrznej krawędzi węzła gór. Gdy Słońce chyliło się już ku zachodowi, hobbici nadal niestrudzenie lecz i bezowocnie poszukiwali zejścia w dół z jednej ze skalnych półek. Frodo koniecznie chciał spędzić noc na dole, dlatego też jako pierwszy wychylił się za półkę, szukając oparcia. Nim jednak uczynił drugi krok, nad głowami usłyszeli wysoki, przenikliwy okrzyk Nazgûla przecinającego niebo na swym uskrzydlonym wierzchowcu. Froda okryła ciemność, ale z pomocą liny Elfów, którą Sam zabrał ze sobą, był w stanie wrócić z powrotem na górę. Sam zaproponował, że tym razem to on spróbuje. Spuścił się po srebrnym sznurze i z pomocą Powiernika, który z wolna popuszczał liny, szczęśliwie dotarł na dół. Zaraz potem u jego boku stanął Frodo. Samwise był jednak niepocieszony, że straci linę i zostawi widoczny znak dla śledzącego ich od dłuższego czasu Golluma. Podarek Elfów, jak gdyby usłyszawszy jego słowa, opadł prosto w jego ręce.

Wzeszedł Księżyc i dwójka przyjaciół rozpoczęła nowy etap marszu. W końcu zatrzymali się, usiedli i odpoczywali chwilę, zmagając się ze snem. W pewnym momencie Frodo wstał zauważając niewielką postać sunącą jak pająk w dół żlebu po którym niedawno schodzili. Sam rozpoznał Golluma. Nie odzywając się ani słowem podeszli cicho do nieproszonego gościa. Zanim przeciwnik zdążył się zorientować, Sam już siedział mu na karku. Gollum bronił się zaciekle i gdyby nie Frodo z Żadęłkiem w garści, jego przyjaciel z pewnością miałby problemy. Sméagol na wspomnienie dawnej broni Bilba Bagginsa od razu opadł z sił i zaczął skamleć o litość. Samwise nie dał się ponieść współczuciu dla nędznej poczwary i zaproponował, ażeby spętać go i zostawić. Powiernik Pierścienia przypomniał sobie jednak swoją rozmowę z Gandalfem- Wielu z tych, którzy żyją, zasłużyło na śmierć. Niejeden z tych, którzy zasłużyli na życie, umarł. Czy możesz tym umarłym zwrócić życie? Nie szafuj więc pochopnie śmiercią w imię sprawiedliwości, bo narazisz własne bezpieczeństwo. Nawet najmądrzejsi nie wszystko wiedzą.

Frodo opuścił więc mieczyk, czując litość do Golluma- tę samą która przed laty wstrzymała rękę jego wuja. Kazał mu jednak, aby poprowadził ich pod Czarną Bramę Mordoru. Gollum wzdrygał się na samą myśl o kraju Nieprzyjaciela, wspominając dawne, okrutne tortury, jakim poddawano go w Barad-dûrze. Obiecał jednak, że zaprowadzi wędrowców we wskazane miejsce. Frodo nakazał mu milczeć i ze swym towarzyszem zaczęli udawać, że śpią. Gollum odczekał chwilę i rzucił się do ucieczki, ale hobbici okazali się czujniejsi. Postanowili przywiązać mu linę do nogi, jednak elfickie zwoje raniły jego skórę. Nie chcąc sprawiać mu bólu, Frodo przykazał przysiąc mu na Pierścień Jedyny, że będzie robił to, co mu każe i nigdy go nie zdradzi. Były posiadacz Jedynego liczył, że być może uda mu się zobaczyć jego upragniony skarb. Jednak Frodo, choć przyznał otwarcie, że ma go przy sobie, nie pokazał mu go. Samowi, który obserwował całą scenę, wydawało się, że jego pan urósł w oczach, niczym potężny władca, poważny cień, ukrywający blask swej potęgi szarym obłokiem.

Sméagol przysiągł w końcu i podrygując gorliwie jak szczęśliwy pies pochwalony przez pana, ruszył prowadząc hobbitów w stronę bagien. Nieufny Sam ruszył w ślady Froda bacznie obserwując niespodziewanego przewodnika. Szybko i cicho sunęli przez ciemności. Czarna cisza zalegała ogromne pustkowia na przedprożu Mordoru...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:11, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 4 rozdział 2
Przez moczary

Frodo i Sam, z Gollumem jako przewodnikiem, przemierzają zwłowrogi kraj Nieprzyjaciela. Mimo, że Frodo zdecydował się zaufać Smeagolowi, to sam ma wciąż bardzo wiele wątpliwości co do słuszności tej decyzji. Bo czy można zaufać komuś, kogo moc Pierścienia ujarzmiła w tak wielkim stopniu, czy ten dziwny stwór nie okaże się w końcu zdrajcą gotowym zabić hobbitów?

Tymczasem jednak Gollum wydaje się mieć dobre zamiary. Jako przewodnik jest bardzo ostrożny, wędruje tylko nocą by ominąć posterunki orków i innych stworzeń, które czają się w Mordorze. Dzięki jego pomocy hobbici w bezpieczny sposób pokonują kolejne mile Mordoru.

Hobbici i Smeagol rozbijają obóz, najwyższy czas by w końcu odpocząć. Frodo chce się podzielić prowiantem z Gollumem, ale ten odmawia – lembasy i wszystko co elfickie budzą w nim wielkie obrzydzenie. Sam proponuje, by podczas snu jeden z hobbitów zawsze czuwał – w końcu w pobliżu jest głodny Gollum, stworzenie po którym nie wiadomo czego można się spodziewać.

W kolejnym dniu wędrówki hobbici wkraczają na wyjątkowo nieprzyjazny teren. Wokół nich znajdują się same bagna i moczary, a sama droga wydaje się dłuższa od innej, lecz strzeżonej nieustannie przez Oko. Monotonny krajobraz bagien działa na wszystkich przygnębiająco, a pustkę moczarów urozmaica jedynie blada zieleń wodorostów.

Trzeciego dnia wędrowcy docierają do samego serca Martwych Bagien – tutaj nawet Gollum nie jest pewny dalszej drogi i zastanawia się nad wyborem kolejnej ścieżki. Niespodziewanie mrok nocy rozświetlają błędne ogniki, które wydają się otaczać hobbitów i Smeagola. Sam podejrzewa nawet pułapkę, jednak wyjaśnienie co do źródła tajemniczych światełek jest inne, bowiem pod taflą wody widać twarze umarłych... Jak wyjaśnia Gollum, Martwe Bagna zawdzięczają swoją nazwę właśnie wielkiej bitwie na równinie pod Czarną Bramą, gdzie zginęło wielu ludzi, elfów i orków. To cienie, duchy odległej przeszłości.

Nagle na nocnym niebie pojawia się złowrogi kształt. Hobbici odruchowo padają na ziemię, gdy budzący przerażenie Nazgul przelatuje nad Martwymi Bagnami. Czy ich zauważył? Czy opowie o wszystkim Czarnemu Władcy?

Tymczasem Frodo coraz silniej odczuwa ciężar Pierścienia, podobnie jak Gollum, którego zachowanie staje się coraz bardziej niepokojące... Sam jest świadkiem, gdy rozmawia on z samym sobą, ale... dwoma głosami jako: Gollum i Smeagol. Czy ten opętany żądzą posiadania Pierścienia w końcu zdradzi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:11, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 4 rozdział 3
Czarna Brama jest zamknięta


Nim nastał nowy dzień, Frodo, Sam i Gollum skończyli swój marsz do Mordoru. Przed nimi rozciągała się ponura wizja- mroczny łańcuch Efel Duath, Gór Cienia, i łyse grzbiety Ered Lithui- Gór Popielnych. Wąwóz, który widniał przed nimi, zagrodzony był czarnym szańcem z jedną jedyną bramą z żelaza. Po blankach cały czas przechadzały się czujne straże, a w skałach u podnóży gór wywiercono mnóstwo jaskiń i lochów, w których czaiły się zastępy orków gotowych do wojny. Nad okolicą wyrastały Zęby Mordoru- dwie potężne, wysokie wieże, które zmiażdżyłyby każdego, kto spróbowałby między nimi przemknąć, chyba że szedłby na wezwanie Saurona lub znał tajemne hasło otwierające Morannon, Czarną Bramę. Hobbici wiedzieli, że tędy nie uda im się przedostać.

Sam pierwszy wyraził głośno swoje wątpliwości, na co Gollum przytaknął mu gorliwie. Frodo jednak nie zgodził się zrezygnować. Nie prosił ich, by szli z nim dalej. Sméagol widząc, że jego pan jest niewzruszony na prośby, wygadał się na temat innej drogi- ciemniejszej, trudniejszej do odszukania, bardziej ukrytej. Powiernik zawahał się, a Sam w myślach podziękował opatrzności, że Gollum nie domyśla się, co Frodo planuje naprawdę zrobić z Pierścieniem Jedynym. Siostrzeniec Bilba spoglądał tymczasem na równinę nieopodal, po której maszerowała wielka armia. Tu i ówdzie pobłyskiwały hełmy, włócznie i tarcze. Nadzieja, która na chwile zajaśniała w jego sercu, szybko przybladła- to nie Gondor ruszał na Kraj Cienia, to kolejna armia przybyła wspomóc potężne zastępy Mordoru...

Frodo gotów był jeszcze raz zaufać byłemu posiadaczowi Pierścienia. Przestrzegł go ponownie, aby na zawsze wyrzekł się swego skarbu, bo nie odzyska go już nigdy. Gollum nie odzywał się oszołomiony jego pogróżką, jednak po chwili zaczął opowiadać hobbitom o szczegółach dotyczących nowej trasy- drogi, która wiedzie daleko pod starą, straszną twierdzę, która niegdyś zwała się Minas Ithil, Wieża Księżycowa. I choć późniejsze przejście jest zagrodzone bramą, pod którą czuwają Milczący Wartownicy, Gollum uparcie polecał tą ścieżkę, gdyż Władca Pierścieni nie spodziewał się z tamtej strony ataku. Hobbici znów się zawahali. Frodo przypomniał sobie, iż niegdyś Aragorn twierdził, że Gollum został wypuszczony z Mordoru przez Sauron, ale uciekinier wyraźnie upierał się, że to kłamstwo. Nie mieli więc wyboru. Nie wiedzieli, że są prowadzeni do Kirith Ungol- miejsca, przed którym Gandalf z pewnością by ich ostrzegł.

Przeczekali dzień w małej, szarej jamce, tuż nad granicą kraju trwogi. Sam i Frodo szybko wyczuli obecność Czarnych Jeźdźców. Nazgûle przelatywały gdzieś wysoko ponad nimi. Wysoki krzyk rozdarł niebo. Frodo potraktował ich obecność jednoznacznie- Nieprzyjaciel musiał już być zaalarmowany. W końcu uczucie grozy minęło. Usłyszeli śpiew i chrypliwe krzyki. Nowe wojska przybywały do Mordoru z południa. Sam natychmiast przypomniał sobie wierszyk, który wszyscy znali w Shire- o olifantach- wielkich stworzeniach żyjących w hobbickich legendach. Gollum jednak nigdy o nich nie słyszał. Rzekł tylko, że on ma jedynie ochotę schować się w bezpiecznym miejscu. Frodo wstał i z wolna ruszyli za przewodnikiem. Samwise westchnął do siebie: „Szkoda, że nie mamy tysiąca olifantów, a na ich czele Gandalfa na białym olifancie. Wtedy może byśmy sobie utorowali drogę do tego złego kraju.” Ruszyli- cicho, prędko, biegnąc niezauważeni jak cienie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaliber10
Administrator



Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: klasa 2b

PostWysłany: Czw 17:11, 12 Paź 2006    Temat postu:

Księga 4 rozdział 4
O ziołach i potrawce z królika


Hobbici i Gollum poruszają się tylko nocą, a odpoczywają w dzień. Gollum wciąż gardzi lembasami, którymi żywią się Frodo i Sam, mimo coraz większego głodu pije tylko wodę. Droga, którą podążają wydaje się całkiem pusta, ale pojedyncze słabe światła na wieżach zwanych Zębami Mordoru zdradzają, ze jest inaczej.

Mijają kolejne dni, bliźniaczo podobne do poprzednich – wypełnione najpierw wyczerpującą wędrówką, a potem niespokojnym odpoczynkiem spowodowanym nieufnością co do prawdziwych intencji Golluma.

Hobbici docierają wreszcie do Ithilien, niegdysiejszego „ogrodu Gondoru”. Powietrze jest tu bardziej rześkie i czyste, a dokoła nich zielenią się drzewa i krzewy. W pewnym momencie zbaczają z głównego traktu, by zejść do niewielkiej kotliny z jeziorem. Tu wędrowcy znajdują doskonałe miejsce na obóz. Sama niepokoi fakt, że powoli zaczyna im się kończyć żywność i lembasów otrzymanych w Lorien nie starczy na dłużej, niż trzy tygodnie.

Obserwując śpiącego Froda, Sam dostrzega pewne zmiany jakie zaszły w ostatnim czasie. Jego twarz wydaje się być starsza, a „przez ciało hobbita prześwieca jakby od wewnątrz nikłe światełko”. Czy to wpływ rany zadanej ostrzem Morgulu, czy może raczej zły wpływ Pierścienia? Tymczasem Gollum wraca z polowania i przynosi dwa króliki, co staje się powodem radości Sama Gamgee – to doskonała okazja, by urozmaicić skromne menu... i wykorzystać sprzęt kuchenny, który dźwiga od Shire.

Gollum z rozpaczą patrzy jak Sam gotuje króliki, co jego zdaniem jest marnowaniem mięsa, które najlepiej smakuje surowe. Hobbici mają jednak prawdziwą ucztę, jakiej nie zaznali od wyruszenia z Rivendell.

Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Sam nie zachowuje dostatecznej ostrożności i z ogniska wydobywa się widoczna smuga dymu. Szybkie wygaszenie nie daje zbyt wiele, bo w pobliżu słychać już jakieś głosy, a hobbici przygotowują się do ucieczki. Są w potrzasku, gdy w paprocie wchodzi czwórka uzbrojonych ludzi. Zarówno oni, jak i hobbici są bardzo zdziwieni tym niecodziennym spotkaniem. Wysoki człowiek, w zielonej szacie, przedstawia się jako Faramir – kapitan wojsk Gondoru. Frodo opowiada mu o sobie i skąd idzie, Faramira szczególnie interesuje jednak los Boromira... Kapitan z Gondoru ostrzega hobbitów, że wkrótce rozegra się bitwa i nie mogą dalej podróżować, a dla ich bezpieczeństwa zostawia z nimi dwóch swoich ludzi: Mablunga i Damroda. Wkrótce wszyscy oni są świadkami potyczki wojsk Gondoru ze zwiadowcami ze sprzymierzonego z Sauronem Południa. Bitwa toczy się całkiem blisko, a części nieprzyjaciół niemal udaje się wyrwać z zasadzki. Wkrótce też oczom hobbitów ukazuje się niesamowity widok – ogromne, groźne i potężne zwierze, który dotąd uważali za legendę. To mumak, zwierzę znane hobbitom jako olifant...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum klasy II b Strona Główna -> Literatura Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy